PolskaPracował na polu, został postrzelony z policyjnej broni. “W szpitalu usłyszałem, że to AK47”

Pracował na polu, został postrzelony z policyjnej broni. “W szpitalu usłyszałem, że to AK47”

Pan Dominik pracował na polu, kiedy nagle został postrzelony z kałasznikowa. Pocisk z impetem trafił w jego ręce, które mężczyzna akurat trzymał przy głowie. Jak do tego doszło i kto strzelał?

Pracował na polu, został postrzelony z policyjnej broni. “W szpitalu usłyszałem, że to AK47”

Pan Dominik od kilku miesięcy pracował jako rolnik w niewielkiej wsi Chlebowo w Zachodniopomorskiem. Feralnego dnia, razem z innym mężczyzną, zbierał z pola kamienie. – Z daleka było słychać, że [na pobliskiej strzelnicy – red.] odbywa się strzelanie. Dla nas to nie było nic nowego, bo dzień w dzień ktoś tutaj strzela – tłumaczy pan Dominik. – Nagle pocisk przebił mi nadgarstek i przedramię – relacjonuje młody rolnik.

Mężczyzną zaopiekował się jego kolega, zatamował krew. Wkrótce przyjechało pogotowie, które zabrało rolnika do szpitala. – Pocisk otarł się o nerw promieniowy – mówi lek. Jan Kalinowski, ordynator oddziału ratunkowego Szpitala w Stargardzie. I dodaje: – To są obrażenia, które mogą być utrwalone i wtedy trzeba się liczyć, że w pewien sposób ręce będą miały upośledzenie funkcji.

– Olbrzymim szczęściem tego człowieka było to, że kula ominęła wszystkie ważne narządy, takie jak głowa, klatka piersiowa czy brzuch. Mogło to doprowadzić do naprawdę tragicznych zdarzeń, być może nawet śmiertelnych – zwraca uwagę doktor Kalinowski.

Prokuratura prowadzi śledztwo

Okazało się, że kiedy pan Dominik pracował w polu, w tym czasie na strzelnicy oddalonej o prawie kilometr ćwiczyli policjanci. Potwierdziła to Komenda Wojewódzka Policji w Szczecinie, jednak odmówiła nam komentarza, kierując nas do prokuratury. – Prokuratura prowadzi śledztwo w tej sprawie w kierunku artykułu 231, chodzi o przekroczenie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego, i artykułu 157 kodeksu karnego, to jest spowodowanie obrażeń ciała – mówi Piotr Wieczorkiewicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. – Na tym etapie postępowania nie udzielam dalszych informacji – dodaje prokurator.

– Cieszę się, że nie zginąłem. Ale strach pozostał, myśli wracają – mówi pan Dominik. I dodaje: – Dzisiaj już strzelali, wczoraj strzelali. Może za 15 minut znowu zaczną lutować.

Sąsiadują ze strzelnicą

– Oni strzelają w inną stronę. Nie wiem jakim cudem ten pocisk się wydostał, powinien wyłapać go kulochwyt. Na spacery chodzą tu ludzie z dziećmi. Szczęście w nieszczęściu, że mnie to trafiło a nie jakieś dziecko – ocenia pan Dominik.

Jak to możliwe, że pocisk opuścił strzelnice i prawie nie zabił pana Dominika? – Ta strzelnica kompletnie nie nadaje się do strzelania na taki dystans – uważa Mariusz Kaczmarczyk, były żołnierz, współwłaściciel strzelnicy B7 w Warszawie. – Wysokość wału, czyli części kulochwytu, to powinna być minimum jedna piąta długości osi strzeleckiej. Łatwo policzyć, jeżeli oś ma 150 metrów, to mamy 25-30 metrów wysokości wału. Tutaj jest nie więcej niż trzy metry – zaznacza Kaczmarczyk. – Na taką odległość, jeden ruch ręki, przewyższenie lufy o milimetr powoduje, że pocisk leci z pełną prędkością już nad wałem – dodaje ekspert.

W jego ocenie w tym wypadku w ogóle nie ma strefy ochronnej za strzelnicą. – To w ogóle nie powinno być dopuszczone do użytku – przekonuje Mariusz Kaczmarczyk.

Podobnie sprawę ocenia były szef wydziału do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw. – Wina leży przede wszystkim po stronie kogoś kto zgodził się na to, żeby szkolenie policyjne z takiej broni odbywało się na tej strzelnicy – mówi Andrzej Kawczyński. – Karabinek szturmowy, popularnie zwany kałachem, to bardzo popularna broń o dużej sile rażenia. Jest skuteczna i groźna. Ma duży odrzut. Charakterystyka strzelania powoduje, że broń ucieka nie tylko do góry, ale także na bok – tłumaczy Kawczyński.

– Na pewno był to nieszczęśliwy wypadek, ale nieszczęśliwy wypadek spowodowany ludzką niefrasobliwością i masą zaniedbań. Prokurator będzie miał co robić – uważa Mariusz Kaczmarczyk.

Pozwolenie na działalność strzelnicy wydała wójt Starej Dąbrowy, akceptując jej regulamin. Niestety, mimo próśb o spotkanie, urzędniczka była dla nas nieuchwytna. Rozmowy odmówił też rzecznik klubu strzeleckiego, do którego należy strzelnica. – Zastanawia mnie, kto z policji zgodził się na to, żeby strzelanie odbywało się na czymś takim, tego nie da się nazwać strzelnicą – mówi Mariusz Kaczmarczyk.

Przeciwko strzelnicy policyjnej protestowali mieszkańcy

Strzelnica, z której wystrzelono pocisk, który ranił pana Dominika, borykała się już z problemami kilka lat temu. Wtedy mieściła się w gminie Kobylanka. Mieszkańcy na okolicznych polach znajdowali tam pociski, bali się wychodzić z domów. Po kilku latach protestów strzelnicę przeniesiono właśnie do Chlebowa.

– Strzelnica bardzo przeszkadzała mieszkańcom. Przede wszystkim ze względu na uciążliwy hałas – mówi Julita Pilecka, wójt gminy Kobylanka. I dodaje: – Znajdowanie łusek po pociskach było elementem, który chyba najbardziej niepokoił mieszkańców, z uwagi na to bali się o swoje bezpieczeństwo. Huków bały się też zwierzęta.

Po wypadku na polu życie pana Dominika diametralnie się zmieniło. – Wciąż to czuję. Na początku nie mogłem napić się kawy, nie mogłem unieść kubka– mówi mężczyzna. – Teraz nie mogę pracować. Każde prace w rolnictwie wymagają użycia siły. A ja nie mam siły w rękach. I wpływa to też na moje życie prywatne – mówi pan Dominik.

Mężczyzna będzie się starał się o odszkodowanie. – Po pierwsze jest to zagrożenie życia, po drugie uszczerbek na zdrowiu. To nie jest zadrapanie czy wbicie sobie gwoździa w stopę – kwituje pan Dominik.

Wybrane dla Ciebie