Matka Tomasza Komendy: Ta historia nigdy się dla nas nie skończy
Kilkanaście lat, które Tomasz Komenda niesłusznie przesiedział w zakładzie karnym, było czasem próby nie tylko dla niego, ale i dla jego najbliższych. Matka mężczyzny przyznaje, że w krytycznym momencie, była o krok od odebrania sobie życia.
Rodzina Tomasza Komendy czekała na sprawiedliwe zakończenie sprawy 18 lat. To był trudny czas. Bliscy Komendy byli wytykani na ulicy palcami, mówiono o nich, że są rodziną mordercy. Najmocniej przeżyła to matka Tomasza.
– Miałam momenty załamania. Wtedy najbardziej pomogła rodzina. Wytłumaczyli, że zaglądanie do kieliszka, to nie jest dobra droga. Chcę im za to dziś podziękować. Byłam już w takim momencie, że chciałam otruć się tabletkami. Zostawiłam nawet list pożegnalny, ale syn, który wcześniej wrócił do domu znalazł mnie i uratował – wspomina pani Teresa.
Po uniewinnieniu Tomasza przez Sąd Najwyższy coraz częściej zdarzają się ludzie, którzy podchodzą na ulicy, gratulują hartu ducha i wytrwałości w dążeniu do prawy.
– Obcy ludzie gratulują mi, że tyle wytrzymałam, ale uważam, że każda matka, by wytrzymała. Sama na pewno nie dałabym rady. Rodzina wspierała mnie bardzo mocno, każdemu życzę takiej rodziny, męża – dodaje.
Od uniewinnienia Tomasza minęło kilka miesięcy. To wciąż zbyt krótko, by zapomnieć i poukładać życie rodzinne od nowa.
– Cały czas wracają chwilę, gdy Tomek był w zakładzie karnym. Wtedy myślę o nim i płaczę. Jeszcze te łzy się nie wylały. Zastanawiam się jak mu tam było. Chciałabym już o tym zapomnieć, ale się nie da –mówi pani Teresa.
Dziś rodzina wreszcie jest w komplecie. Tomasza ominęły wszystkie ważne dla życia rodziny wydarzenia takie jak ślub brata, narodziny jego dzieci, chrzciny, komunie. Bliscy zawsze pamiętali jednak, by przy stole zostawić puste miejsce dla Tomka.
Tomasz Komenda i jego rodzina mają żal do wielu osób, które przyczyniły się do fatalnej sądowej pomyłki, w wyniku której przesiedział 18 lat w więzieniu. Jedną z takich osób był mecenas K., który reprezentował ich w sądzie i na pomoc którego pani Teresa bardzo liczyła. Kilka miesięcy temu, na specjalnej konferencji opowiedziała dziennikarzom, jak bardzo się na nim zawiodła.
– Pan mecenas K. to był człowiek zimny i wyrachowany. Nie pomógł Tomkowi, a wręcz mu zaszkodził. Byliśmy przez niego traktowani bardzo źle. Przyjmował mnie z pogardą. Na rozprawie, na której sąd skazał Tomka na 25 lat nawet go nie było. Nie miał czasu – wspomina matka Komendy.
Pani Teresa nie zniechęcała się. Sama szukała dowodów, docierała do świadków. Była przekonana o niewinności syna. – Robiłam swoje własne dochodzenia. Zbierałam dowody, które zanosiłam panu mecenasowi. One nigdy nie ujrzały światła dziennego. Mam za to duży żal do niego – dodaje.
Drugą z osób, która w sposób szczególny przyczyniła się do skazania Komendy, była ich dawna sąsiadka. To ona na policyjnym rozpoznaniu wskazała Tomasza jako sprawcę zbrodni.
Zdaniem pani Teresy, jej zeznania były odwetem za to, że nie chciała dłużej zajmować się jej synem. Kobieta zmarła niedługo po tym, jak udało nam się z nią porozmawiać. Prokuratura sprawdza, czy nikt nie przyczynił się do jej śmierci.
Śledczy pracują nad sprawą Tomasza Komendy. Chcą dowiedzieć się, dlaczego niewinny człowiek został skazany za zbrodnię, której nie popełnił. Na razie śledztwo toczy się w sprawie, ale prokuratura zapowiada, że postawienie zarzutów to tylko kwestia czasu.
– Wszczynając postępowanie, została postawiona teza, że działania (przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości – red.) miały charakter umyślny, celowy. Chodziło o ukrywanie dowodów niewinności i fabrykowaniu dowodów winy Tomasza Komendy. Robimy wszystko, by to zweryfikować – mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Pani Teresa ma nadzieję, że moment ulgi nadejdzie wraz z chwilą, gdy winni ich krzywd zostaną ukarani. – Bardzo bym chciała, żeby udało się posadzić ich na ławie oskarżonych. Tylko dlatego, żeby tam posiedzieli, odczuli to, co Tomek czuł – mówi pani Teresa i dodaje: – Nie wiem, czy kiedykolwiek dowiemy się prawdy. Ta historia dla nas nie skończy się nigdy. Musimy nauczyć się z nią żyć.