Kupił pompę ciepła i został porażony prądem. “Ręka nigdy nie wróci mi do pełnej sprawności”
Pan Krzysztof zainwestował w pompę ciepła. Kilka tygodni po jej zainstalowaniu został porażony prądem. Przeżył wypadek, ale nie może wywalczyć odszkodowania, bo nikt nie poczuwa się do winy.
Ponad rok temu, Krzysztof Galant – elektronik spod Łęczycy – postanowił zmodernizować domowe ogrzewanie. Uznał, że najlepszym rozwiązaniem będzie zachwalana przez znajomych i co raz bardziej popularna pompa ciepła. Dostawę i montaż urządzenia zamówił w tarnowskiej firmie – od lat wiodącej w tej branży.
– Zdecydowałem się na firmę Hymon, bo wiedziałem, że będę miał profesjonalnie zrobiony montaż. Począwszy od audytu, przez dobranie sprzętu, montaż i serwis, co bardzo istotne – tłumaczy mężczyzna.
Ekipa, która miała zainstalować pompę, pojawiła się w domu pana Krzysztofa 3 września.
– Przyjechało dwóch panów, starym, nieoznakowanym samochodem. Bez narzędzi i sprzętu, który miał być montowany. Nie było pompy, nie było zbiorników. Oni myśleli, że wszystko jest na miejscu, że jestem przygotowany do montażu. Tego dnia pozbyłem się tej firmy, wygoniłem ich, nie zgadzając się na montaż – mówi mężczyzna.
Kilka dni później ta sama ekipa wróciła do pana Krzysztofa – tym razem z pompą ciepła i wszystkimi podzespołami. Urządzenie zamontowano i uruchomiono. Po kilku tygodniach okazało się, że pan Krzysztof ma w domu śmiertelnie niebezpieczną instalację.
– 3 grudnia były pierwsze przymrozki. Okazało się, że pompa nie dogrzewa i mam zimno w domu. Musiałem pójść do kotłowni i zobaczyć, jakie są parametry. Pomyślałem, że może sam coś zrobię, bo firma nie reagowała. Stwierdziłem, że nie będę marzł. Jedynym miejscem w kotłowni, gdzie można sprawdzić, jaka jest temperatura wody, jest zawór między zbiornikami. Do końca życia nie zapomnę momentu, kiedy dotknąłem zawór ręką. To było takie uczucie, że myślałem, że mi powyrywa ramiona – przywołuje mężczyzna.
– Akurat byłam z dzieckiem w kuchni, a mąż wrócił i wołał, że bardzo go boli ręka. Położył się na podłodze, nie mogłam od niego się nic dowiedzieć. W końcu powiedział, że poraził go prąd – opowiada Iwona Galant.
Nietypowe złamanie
Prażony prądem mężczyzna został przewieziony do szpitala. Diagnoza lekarzy była szokująca – złamanie ręki w obrębie kości ramiennej.
– To rzadkie złamanie, tak zwane awulsyjne. W tym przypadku doszło do oderwania guzka większego i guzka mniejszego. To są dwa elementy w odcinku bliższym kości ramiennej, które pod wpływem nagłego, gwałtownego skurczu mięśni powodują oderwanie tych guzków od kości ramiennej – opowiada ortopeda Jerzy Kociuga z Poddębickiego Centrum Zdrowia.
– W związku z tym jest to dosyć duży uraz, a jednocześnie złamanie wieloodłamowe – zaznacza doktor Kociuga.
– Mam uszkodzoną głowę kości ramiennej. Z tego, co mówił mi lekarz, to mam bardzo duży ubytek, który powoduje, że kość nie jest w stanie utrzymać się w stawie, w miejscu, w którym powinna być. Dlatego cały czas mam bark w stanie zwichnięcia – tłumaczy Krzysztof Galant.
Konsekwencje
Wypadek zrujnował życie pana Krzysztofa – aktywny, pełen energii mężczyzna nie może już normalnie funkcjonować bez pomocy bliskich, nie może też zarabiać na życie, tak jak robił to dotychczas.
– Kupiłem sobie drogi sprzęt – kamerę termowizyjną, po to, żeby robić pomiary termograficzne rozdzielni elektrycznych w firmach. Teraz nie mogę tego zrobić sam – ubolewa.
Jeszcze podczas pobytu pana Krzysztofa w szpitalu – znajomy elektryk, odkrył przyczynę porażenia prądem. Okazało się, że ekipa montująca pompę ciepła popełniła błąd i źle podłączyła przewody elektryczne. Co więcej, napięcie elektryczne pojawiało się na metalowych elementach pompy od początku jej pracy. Ustalenia te potwierdził pracownik tarnowskiej firmy, która sprzedała pompę.
Gdy pan Krzysztof poprosił ją o propozycję zadośćuczynienia, firma z Tarnowa zrzuciła odpowiedzialność na podwykonawcę.
– Zgodnie z przepisami kodeksu cywilnego faktyczną odpowiedzialność ponosi osoba, z którą zawiera się umowę. Natomiast może próbować wyłączyć swoją odpowiedzialność, jeżeli wykaże, że zleciła wykonanie tego zobowiązania osobie, która zajmuje się czymś takim profesjonalnie i nie ma tak zwanej winy w wyborze – dopełniła wszystkich obowiązków i zleciła to innemu profesjonaliście, który powinien wykonać to w odpowiedni sposób – mówi Przemysław Florek, pełnomocnik Krzysztofa Galanta.
Instalator
Firma, która zamontowała pompę ciepła u pana Krzysztofa, została zarejestrowana w ubiegłym roku. Jej prezesa zastaliśmy na jednej z budów w centrum Łodzi.
– [Przed podpisaniem umowy z Hymonem – red.] podłączyliśmy jakieś 50 pomp, może więcej. Mamy doświadczenie, możemy od podstaw powiedzieć, jak to działa i jedyny błąd, jaki tam był, to błąd techniczny. Jest tam takie urządzenie, które to przełącza i to urządzenie było przez nas podpięte błędnie. Chodzi o jednego z moich pracowników – przyznaje Alexander Kumakshev, prezes Intelsol.
– To jest nasza wina. Z kolei ze strony Hymona wina jest taka, że prosiłem, żeby był tam zrobiony audyt. Żeby to sprawdzili. Tym bardziej, że był to nasz pierwszy montaż dla Hymona – dodaje Kumakshev.
Jak sprawę komentuje firma, w której pan Krzysztof kupił pompę?
– Umowa między nami a podwykonawcą zobowiązuje podwykonawcę do posiadania polisy i pełnej odpowiedzialności za to, co robi – mówi Marcin Golec z Hymon Fotowoltaika.
– W pierwszej kolejności realizowaliśmy to, co wydawało się najbardziej możliwe do realizacji, czyli [by odszkodowanie wypłacono – red.] z polisy firmy, która była sprawcą. Z jednej strony oni przyznawali się do całego zdarzenia. Z drugiej strony nie podpisywali firmie ubezpieczeniowej dokumentu, który pozwalałby rozpatrzyć całą sytuację jako zdarzenie – dodaje Krzysztof Wydro z Hymon Fotowoltaika.
Kiedy pan Krzysztof dostanie rekompensatę?
– Nie możemy deklarować czegoś w imieniu ubezpieczyciela. Nie wiemy, jak długo będzie trwało postępowanie. Jednak jestem przekonany, że z naszej strony będzie bardzo mocne wsparcie pana Krzysztofa, żeby otrzymał odszkodowanie jak najszybciej – zapewnia Krzysztof Wydro.