Gazociąg wysokiego ciśnienia pod oknami domów?
– Inwestor patrzy na nas jak na małe mróweczki, które ma na swojej drodze do rozdeptania – mówią mieszkańcy Skawiny, którzy protestują przeciwko budowie gazociągu przez ich działki.Zmiana planów
W podkrakowskiej Skawinie ma powstać duży gazociąg wysokiego ciśnienia. Projektanci i wykonawcy planowali przeprowadzić go przez pustą łąkę na obrzeżach miasta. Nagle projekt zmieniono i trasa gazociągu zaczęła przebiegać przez działki okolicznych mieszkańców.
– Kupiliśmy naszą działkę w 2008 roku. Wzięliśmy na ten cel kredyt, który do dziś spłacamy. Dodatkowo zainwestowaliśmy mnóstwo pieniędzy w doprowadzenie mediów. Mamy wstępne projekty architektoniczne. Przyjechałam na działkę, żeby ją zobaczyć, nacieszyć się tym wszystkim i dowiedziałam się, że będzie tu budowany gazociąg – opowiada Monika Woźniak. I dodaje: – Cztery metry, z obu stron gazociągu nie można budować, sadzić drzew, nic. Do tej pory mogliśmy tu zbudować dom typu „bliźniak”. Dziś już nie możemy. Obawiam się tego, że będę miała działkę, w którą zainwestowałam środki, pracę, a stanie się nieużytkiem.
Domu nie mogą postawić także sąsiedzi pani Moniki. Pani Dagmara i pan Grzegorz chcieli zamieszkać blisko rodziców, by wspierać ich na starość.
– Rodzice męża całkowicie przystosowali naszą działkę do budowy. Jest tu woda, kanalizacja, są wszystkie media. Jesienią tego roku mieliśmy zacząć budowę – mówi Dagmara Leśniak.
Pół roku wcześniej, razem z rodziną, zdążył wprowadzić się pan Krzysztof. Wymarzony dom to efekt wieloletnich wyrzeczeń i pracy.
– Sprzedaliśmy mieszkanie po rodzicach, zakredytowaliśmy się na 30 lat, na czas budowy wynajęliśmy mieszkanie. Nie widziałem żony i dzieci prawie półtora roku, dlatego, że ja tu, a oni u teściów. W końcu mieliśmy odpocząć i zacząć żyć. Jest syn, miał być dąb, ale chyba nie będzie, bo na gazociągu mogę posadzić tylko ziemniaki i trawę – podkreśla Krzysztof Studnicki.
Planowana inwestycja
Mieszkańcy próbowali dowiedzieć się, dlaczego gazociąg nagle skręcił i pojawił się przy ich domach. W międzyczasie okazało się, że na łące, na której pierwotnie był planowany gazociąg, lokalny deweloper uzyskał pozwolenie na budowę osiedla 89 domków jednorodzinnych.
– Od inwestora dostaliśmy informację, że to są tereny aktywne geologicznie. Dopiero potem projektant powiedział nam, że jest to obejście terenu planowanego osiedla, które ma już pozwolenie na budowę. Czyli pozwolenie na budowę gazociąg może zastopować, a zabudowanej nieruchomości już nie – zastanawia się Paweł Hanek.
Pozwolenie na budowę osiedla domów jednorodzinnych wydało lokalne starostwo. Stało się to kilka miesięcy po tym, gdy zarząd powiatu pozytywnie zaopiniował trasę gazociągu przez sam środek przyszłej inwestycji. Jak to możliwe, że urzędnicy nie zwrócili uwagi, że obie budowy kolidują ze sobą?
– W prawie, na podstawie którego działamy, nie ma niestety pojęcia „zdrowy rozsądek”. Z dokumentów nie wynikało, że spółka ma plany budować tam osiedle – tłumaczy Krzysztof Kamiński ze Starostwa Powiatowego w Krakowie.
„To ewenement”
Trasę przebiegu gazociągu zmieniono w marcu tego roku. Nikt nie poinformował o tym mieszkańców. O wszystkim dowiedzieli się całkowicie przypadkowo, gdy na ich działkach pojawili się geodeci. Cały projekt w urzędzie gminy projektant przedstawił na nieaktualnych mapach.
– Takiego numeru nie widziałem. To jest ewenement, skandal. Coś przemawiało za tym, żeby wypchnąć ten gazociąg, ale na pewno nie logika. Jeśli ktoś buduje gazociąg przesyłowy, wysokoparametrowy, o dużym ciśnieniu, to powinien szukać trasy jak najkrótszej i jak najprostszej. Łuki powodują, że prace są droższe i wprowadzają zagrożenie. Każde prace spawalnicze powodują powstanie miejsc potencjalnie niedoskonałych – mówi Piotr Bień, architekt.
Gazociąg powstaje w oparciu o specustawę gazową, która daje budowniczym praktycznie nieograniczone możliwości. Pozwala zająć teren pod budowę bez zgody właściciela. Mieszkańcy szukają pomocy u wojewody licząc, że gazociąg wróci na starą trasę.
Skontaktowaliśmy się z przedstawicielami gazowej spółki. Jej rzeczniczka nie chciała wystąpić przed kamerą. W przesłanym oświadczeniu stwierdziła, że wcześniej nie mieli informacji o uzyskanym przez dewelopera pozwoleniu na budowę. Zapowiedziała też organizację spotkania ze wszystkimi stronami. Na spotkaniu, w którym uczestniczyliśmy, nie było jednak osób uprawnionych do podejmowania decyzji, ani przedstawiciela dewelopera.
– Ich zdaniem odbyły się konsultacje społeczne, ta rozmowa została odhaczona. Ale nie było na nim osób decyzyjnych – podkreśla Bartosz Handke.
Po naszym zainteresowaniu sprawą wojewoda małopolski poprosił prokuraturę o sprawdzenie zgodności z prawem wszystkich działań. Nie oznacza to jednak, że nasi bohaterowie mogą spać spokojnie. Decyzja o losie ich domów i działek zapadnie w najbliższym czasie.
– Inwestor patrzy na nas jak na małe mróweczki, które ma na swojej drodze do rozdeptania. Próbują zachować twarz, rozmawiając z nami, ale póki co ta rozmowa była nierzeczowa. To machina, która się rozpędziła i takich małych jak my, pochłania bez mrugnięcia okiem – kończy Bartosz Handke.