Polak skazany za żart o bombie w samolocie
W 2015 roku załoga samolotu linii Small Planet Airlines lecącego z Warszawy do egispkiego kurortu Hurghada otrzymała informację od jednego z pasażerów, że posiada on bombę. Samolot lądował awaryjnie w Burgas.
Załoga samolotu błyskawicznie zareagowała na słowa mężczyzny. Kapitan podjął decyzję o przymusowym lądowaniu na lotnisku w Burgas na terenie Bułagrii. Ze względów bezpieczeństwa zamknięto także lotnisko.
Ekipa antyterrorystyczna sprawdziła samolot. Okazało się, że alarm był fałszywy. Mężczyzna postanowił zażartować o bombie, bo nie był zadowolony z obsługi na pokładzie. Warto wspomnieć, że pasażer był też pod wpływem alkoholu.
Przewoźnik obliczył koszt żartu na ponad 100 tysięcy złotych. W kwocie tej mieszczą się koszty służb i akcji antyterrorystycznej, noclegu oraz pożywienia dla 160 pasażerów tego lotu oraz kolejnego, którym turyści mieli powrócić z wakacji do Polski.
Zostało wszczęte śledźtwo w tej sprawie. Po ponad roku postępowania żartowniś usłyszał wyrok. Został on skazany na 3 lata więzienia w zawieszeniu. Musiał on też naprawić szkodę wyrządzoną przewoźnikowi. Sąd słusznie w uzasadnieniu orzeczenia stwierdził, że Wojciech M. stworzył wyjątkowo niebezpieczną sytuację na pokładzie samolotu i jego czyn charakteryzuje się znacznym stopniem społecznej szkodliwości.
Kilka dni przed feralnym lotem z Polski do Egiptu Europą wstrząsneła seria zamachów. Do ataków doszło w Paryżu, a także na Półwyspie Synaj rozbił się rosyjski airbus a321 linii Metrojet. Jak się okazało, samolot rozbił się w wyniku eksplozji bomby na pokładzie. Załogi samolotów oraz służby nigdy nie ignorują takich żartów, a po wcześniejszych wydarzeniach byly tym bardziej czujne na informacje o możliwych łądunkach wybuchowych.
Źródło: www.kurier.pap.pl