Nielegalna przechowalnia zwierząt pod oknami urzędu gminy
– Warunki, w których żyły tutaj psy, były dramatyczne. Jeden z nich był w stanie przedagonalnym, od śmierci dzieliły go godziny – mówią przedstawiciele Dolnośląskiego Inspektoratu Opieki Zwierząt o przechowalni zwierząt w Sterdyni.
Pracownicy Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt w styczniu dostali kolejną niepokojącą informację.
Aktywiści pojechali we wskazane miejsce.
– Widać było, że nikt nie zaglądał do nich tygodniami. Zwierzęta zostały złożone i co jakiś czas, któryś z urzędników, przerzucał przez ogrodzenie kromki chleba albo parówki z folią – dodaje prezes DIOZ.
Z relacji mężczyzny wynika, że w najbardziej niepokojącym stanie były szczenięta.
– Panowały tam dramatyczne warunki, jednego psa dzieliły godziny od śmierci – zaznacza Kuźmiński. I dodaje: – Jamy, które wykopały zwierzęta, świadczą o tym, że te psy były tam długo i chciały się uwolnić. Nie dziwię się, bo też nie chciałbym żyć w takich warunkach.
Z informacji inspektoratu wynika, że w przechowalni przebywało sześć szczeniąt.
Widok zwierząt poraził inspektorów. Psy miały być niemalże w stanie agonalnym. W jednej z bud zauważono martwego szczeniaka.
„Nie mieliśmy żadnych sygnałów”
O przetrzymywanych przy urzędzie zwierzętach DIOZ powiadomił służby – policję oraz powiatowego lekarza weterynarii.
Czy gminni urzędnicy mogli być nieświadomi sytuacji?
– Mówili, że myśleli, że to jest legalne. Traktowali to miejsce, jako tymczasowe przed przekazaniem psów do schroniska – przywołuje Anna Boczoń-Borkowska.
Udało nam się porozmawiać z mężczyzną, który oświadczył, że z ramienia urzędu karmił psy i sprzątał w ich kojcach.
– Raz na dzień sprzątałem, nieraz na dwa dni. Dawałem im suchą karmę, pałki mięsne i porcje mięsa – stwierdził.
Dlaczego jeden pies był martwy?
– Nie wiem, czemu umarł.
Gmina Sterdyń podpisała umowę z jednym ze schronisk na terenie województwa świętokrzyskiego. Czy zwierzęta trafiały do schroniska?
Zapytaliśmy mężczyznę, czy pojawiły się jakieś informacje z gminy, że są w potrzebie, jeśli chodzi o zwierzęta.
– Nie. Nie mieliśmy zgłoszenia, że maja dla nas psy. A żyłyby tutaj i znalazły jakiś dom – zapewnia Glijer.
Jak to możliwe, że pracownicy urzędu gminy nie byli poruszeni tragedią zwierząt? Dlaczego nie reagowali?
– Ustosunkujemy się do pytań na piśmie – dodaje zastępca wójta.
„Ponownie skrzywdzili zwierzęta”
Według przedstawicieli DIOZ, psy z Sterdyni dochodzą do siebie i są teraz leczone.
– To wszystko świadczy o patologii całego urzędu, świadczy o tym, że urzędnicy tej konkretnej gminy nie mają w sobie za grosz empatii, ponieważ ja nie mógłbym spać, wiedząc, że w moim miejscu pracy odbywa się taki dramat – kwituje Konrad Kuźmiński.