Kanadyjska stolica motoryzacji w opałach: Windsor walczy o przetrwanie pod naporem ceł USA
Miasto silników na granicy kryzysuWindsor, znany jako "kanadyjskie Detroit", od dziesięcioleci stanowi jedno z kluczowych ogniw przemysłu motoryzacyjnego w Ameryce Północnej. Ale dziś mieszkańcy tej robotniczej społeczności stoją w obliczu największego wyzwania od czasów kryzysu finansowego z 2008 roku. Wszystko za sprawą ceł na importowane auta, stal i aluminium ogłoszonych przez administrację Donalda Trumpa.
– To nie są "ukradzione" amerykańskie miejsca pracy. To my je stworzyliśmy – podkreśla Chad Lawton, pracownik Forda i przedstawiciel lokalnego związku zawodowego.
Nowe amerykańskie regulacje zakładają 25% cło na pojazdy wyprodukowane poza USA, z częściowym złagodzeniem dla tych, które w ponad 50% składają się z amerykańskich komponentów. Do tego dochodzą wcześniejsze taryfy na stal i aluminium oraz zapowiedzi dalszych obciążeń na części samochodowe. Dla ponad 24 tysięcy pracowników sektora w Windsor-Essex to cios w samo serce lokalnej gospodarki.
– To wygląda jak zdrada ze strony naszego najbliższego partnera handlowego – mówi z rozgoryczeniem 27-letni Austin Welzel, zatrudniony w zakładzie Stellantis.
Historia pod presją
Ford działa w Windsor od 1896 roku, a przemysł motoryzacyjny rozwijał się tu równolegle z amerykańskim Detroit. Obecnie w regionie nadal działają dwie fabryki Forda i montownia Stellantis, ale każde nowe obciążenie celne budzi lęk przed masowymi zwolnieniami.
Christina Grossi, pracująca w Fordzie od 25 lat, nie ukrywa obaw:
– To nie tylko strach o pracę. To strach o sens życia, o to, że zabiera się nam dumę z tego, co tworzymy.
Cła jako temat wyborczy
Kwestia ceł zdominowała kampanię przed federalnymi wyborami w Kanadzie, które odbędą się 28 kwietnia. Premier Mark Carney ogłosił pakiet wsparcia o wartości 2 mld CAD i kontrcła o wartości 35 mld CAD. Jego rywale – konserwatysta Pierre Poilievre i lider lewicy Jagmeet Singh – również zapowiadają działania: od ulg podatkowych po bezpośrednie wsparcie dla pracowników.
– Cła nie rozwiązują problemu, one go pogłębiają – ocenia Chad Lawton. – Potrzebujemy dialogu, a nie wojny handlowej.
Restauracje, szkoły, sklepy – wszyscy zależą od fabryk
Problemy motoryzacji mają efekt domina. Van Niforos, właściciel popularnej restauracji Penalty Box przy zakładzie Stellantis, zatrudnia 60 osób i serwuje niemal 1000 posiłków dziennie. Ale przyszłość jego lokalu staje się niepewna:
– Jeśli fabryka przestanie działać, nie utrzymam tylu pracowników. To katastrofa – mówi z trwogą.
Gospodarka pod lupą
Eksperci, tacy jak Laura Dawson z Future Borders Coalition, ostrzegają, że łańcuchy dostaw są tak zintegrowane, iż nawet tygodniowy przestój może rozlać się na cały kontynent. Samochody będą teraz skrupulatnie oceniane co do każdego komponentu – od pochodzenia metalu po miejsce produkcji śrubki.
"Covid był przewidywalny – to nie"
Chad Lawton nie kryje emocji:
– Pracuję w Fordzie od 31 lat. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Nawet w pandemii wiedzieliśmy, z czym walczymy. A teraz? Wszystko jest rozmyte i chaotyczne.
Co dalej?
Windsor czeka na decyzje polityków i wynik wyborów, ale nadzieje na szybkie rozwiązania są ograniczone. Choć region ten przetrwał już wiele wstrząsów, obecna sytuacja może przekształcić się w głęboką recesję, która uderzy nie tylko w przemysł, ale i w całe społeczności.
Czy "kanadyjskie Motor City" wyjedzie z tego zakrętu obronną ręką? Odpowiedź poznamy już wkrótce.