"Czy Erdogan boi się rywala? Burmistrz Stambułu za kratkami, a Turcja wrze!"
W Turcji zawrzało. Najpoważniejszy polityczny konkurent prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana – burmistrz Stambułu Ekrem Imamoglu – po raz pierwszy stanął przed sądem od czasu aresztowania, które wywołało lawinę protestów i falę oburzenia zarówno w kraju, jak i za granicą.
Imamoglu, oskarżany przez tureckie władze o korupcję, terroryzm i próbę zastraszenia prokuratora, pojawił się w piątek przed specjalnym sądem w więzieniu o zaostrzonym rygorze w Silivri. Sprawa, która trafiła na wokandę, dotyczy rzekomego nacisku na głównego prokuratora Stambułu – Akina Gurleka, byłego wiceministra sprawiedliwości blisko związanego z obozem rządzącym.
– Znajduję się tutaj nie przez przypadek – powiedział Imamoglu. – Jestem tu, bo wygrałem wybory w Stambule trzy razy. Bo pokonałem ideę "Kto wygra Stambuł, wygra Turcję".
To właśnie te słowa – nie tylko skierowane do sądu, ale i całego społeczeństwa – sprawiły, że w Turcji zawrzało. Opozycja mówi wprost: to polityczna nagonka i próba unieszkodliwienia kandydata, który mógłby realnie zagrozić władzy Erdogana w kolejnych wyborach. Imamoglu przez wielu Turków nazywany jest "prezydentem przyszłości" – i właśnie dlatego, jak twierdzą jego zwolennicy, znalazł się za kratami.
Prokuratorzy domagają się dla niego ponad 7 lat więzienia oraz zakazu działalności politycznej. To potencjalnie oznaczałoby usunięcie go z życia publicznego na długo przed wyborami. A choć do prezydenckich pozostały jeszcze trzy lata, nie jest tajemnicą, że Erdogan może starać się o wcześniejsze wybory, by po raz kolejny ubiegać się o reelekcję.
Tysiące ludzi na ulicach, dziennikarze w areszcie
W odpowiedzi na aresztowanie Imamoglu w całym kraju trwają protesty, które opozycja nazywa "największą mobilizacją od dekady". Na ulice wyszły setki tysięcy obywateli, z transparentami i hasłami żądającymi natychmiastowego uwolnienia burmistrza. W samej tylko Stambule zatrzymano około 2000 osób, choć część z nich została już zwolniona za kaucją.
Wśród zatrzymanych znaleźli się także dziennikarze opozycyjnych gazet – m.in. z "Cumhuriyet" – którzy badali kulisy sprzedaży stacji telewizyjnej. Redakcja twierdzi, że ich aresztowanie miało na celu zastraszenie niezależnych mediów i zamknięcie ust krytykom władzy.
Zachód patrzy, Ankara zaprzecza
Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy zaapelowało o natychmiastowe wycofanie zarzutów i uwolnienie Imamoglu. Tymczasem turecki rząd odpiera wszelkie oskarżenia o polityczną motywację, powołując się na "niezależność sądownictwa".
Tylko czy w obliczu tak jawnych represji, masowych aresztowań i blokowania krytyki rządzących – kogokolwiek jeszcze przekonuje ta narracja?
Imamoglu nie zamierza się poddać. Jego żona Dilek oraz jedno z ich dzieci byli obecni w sądzie, wspierając go w najtrudniejszym momencie. Protesty, wiece i kolejne manifestacje zaplanowane są na nadchodzące dni i tygodnie. Jedno jest pewne – Turcja znalazła się w punkcie zwrotnym, a stawka tej politycznej gry jest wyższa niż kiedykolwiek wcześniej.