18‑latka wypadła z szóstego piętra. „To cud, że przeżyła”
Uwięziona w płonącym mieszkaniu nastolatka wypadła z szóstego piętra wieżowca. Rodzina dziewczyny wciąż szuka odpowiedzi na pytania, dlaczego doszło do pożaru i czy dziewczynę można było bezpiecznie wyprowadzić z mieszkania. Pożar w mieszkaniu Sandry wybuchł 1 kwietnia, tuż po szóstej rano.
07.05.2019 | aktual.: 08.01.2021 18:09
Przebudziłam się, słysząc, że straż pożarna podjeżdża pod nasz blok. Obudziłam męża, dziecko. Zaczęliśmy się w pośpiechu zbierać, bo nie wiedzieliśmy, czy to awaria gazu, czy coś innego. Po chwili słychać było przeraźliwy krzyk kobiety – relacjonuje jedna z mieszkanek bloku.
W mieszkaniu na szóstym piętrze, w którym doszło do zaprószenia ognia była tylko niespełna 18-letnia Sandra. Straż pożarną wezwali sąsiedzi.
– Wyszłam na balkon, było widać pożar, szły smugi czarnego dymu. Okno w tym mieszkaniu na początku było zamknięte – mówi Halina Łowczowska, sąsiadka.
Uwięziona w płonącym mieszkaniu Sandra znalazła się w potrzasku. Z relacji sąsiadów wynika, że krzyki o pomoc były głośne, a nastolatka, co najmniej kilkukrotnie pojawiała się w oknie.
– Na wysokości parapetu było widać, że coś się rusza, jakby czyjaś głowa. Ta dziewczyna coś krzyczała. Po chwili zniknęła – wspomina Ryszard Klimczyk, sąsiad i dodaje: Kolejny raz, jak się pokazała w oknie to już pozbawiona sił wypełzła na parapet. Ześlizgnęła jej się noga i poleciała w dół.
Matka o pożarze dowiedziała się wracając z pracy.
– Zadzwoniła do mnie bratowa, która mieszka na tym samym osiedlu. Po chwili zadzwonił policjant, że jest pożar w mieszkaniu i córka jest w ciężkim stanie. Kazał mi się szybko stawić na miejscu – opowiada Beata Kuczek, matka Sandry.
Sandra przeżyła upadek z szóstego piętra dzięki staraniom lekarzy ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
– Pacjenta została do nas przewieziona w stanie bardzo ciężkim, wręcz krytycznym. Nie mieliśmy przekonania, czy uda się uratować jej życie. W pierwszym okresie dominującym urazem był uraz twarzoczaszki, płuc oraz urazy narządów jamy brzusznej. Mieliśmy szczęście, że nie doszło do poważnego uszkodzenia kręgosłupa. Pacjenta ma w pełni zdrowy układ nerwowy – mówi dr Wojciech Serednicki ze Szpitala Uniwersyteckiego.
Żaden z licznych urazów nie okazał się śmiertelny.
– Ciężko jednoznacznie stwierdzić, co spowodowało, że skok nie okazał się śmiertelny. Istnieje możliwość, że nastolatka była bezwładna w momencie upadku – dodaje dr Serednicki.
Po miesiącu od upadku dziewczyna jest gotowa do dalszej rehabilitacji. Jest przytomna, kontaktuje się z otoczeniem, choć silne leki przeciwbólowe powodują znaczne otępienie. Minie wiele miesięcy nim wróci do normalnego funkcjonowania.
– Sandra powoli sobie przypomina, że był duży pożar, że stała w oknie i wołała o pomoc – mówi siostra dziewczyny.
Najprawdopodobniej przyczyną pożaru było spięcie przewodów elektrycznych.
– Ostatni przegląd był w 2017 r. Wykonujemy je, co pięć lat. W tym roku także był przegląd budynku. Firma zewnętrzna, która wykonuje pomiary zdaje nam raport. Jej pracownicy mają obowiązek wejść do każdego mieszkania – podkreśla Bogdan Piaszczyński ze spółdzielni mieszkaniowej „Nowy Prokocim”.
Mieszkańcy bloku, w którym doszło twierdzą, że nie było takich kontroli.
– Mieszkam tu bardzo długo i nie przypominam sobie żadnej kontroli instalacji elektrycznej w mieszkaniu – przekonuje pani Sabina, sąsiadka.
Świadkowie zdarzenia mają wątpliwości, czy strażacy poprawnie przeprowadzili akcję ratunkową.
– Na miejsce przyjechały cztery zastępy straży pożarnej. Nikt nie rozkładał skokochronu, strażacy chodzili szukając podłączeń węża. Musieli ją widzieć w oknie, bo głośno krzyczała o pomoc – zaznacza Angelika Kuczek, siostra Sandry.
Pożar był zdecydowanie silniejszy od strony balkonu. Tamtędy Sandra nie miała szansy uciec, nawet gdyby straż pożarna podstawiła drabinę.
– Ludzie mówili, że strażacy rozkładali skokochron z drugiej strony bloku. Ale jak ona mogła tam skoczyć, skoro z tamtej strony były ogromne płomienie? – zastanawia się jedna z sąsiadek.
– Ta strona bloku, z której wypadła nastolatka była zablokowana przez zaparkowane tam pojazdy. Nasze wozy nie mogły tam podjechać. W momencie, kiedy pojawiła się osoba w oknie, szybko zmienialiśmy stronę naszych działań – twierdzi Bartłomiej Rosiek z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie.
Znajomi rodziny zorganizowali dla Sandry i jej mamy zbiórkę, by mogły rozpocząć nowe życie. Szczegóły na naszej stronie internetowej. Miasto ma im zapewnić mieszkanie zastępcze.