Zmarł po wyjściu ze szpitala. Dlaczego lekarze wypuścili schorowanego 85‑latka?
Dlaczego lekarze szpitalnego oddziału ratunkowego odesłali w środku nocy chorego człowieka do domu? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć syn 86-letniego pana Tadeusza. Starszy mężczyzna nie żyje.
– Ja go reanimowałem, ja mu dałem drugie życie, żeby o godzinie pierwszej w nocy to życie zabrał mu lekarz – mówi syn zmarłego. 86-letni Tadeusz Fedusio został odesłany ze szpitalnego oddziału ratunkowego. Pół godziny później zmarł na klatce schodowej przed swoim mieszkaniem. – Nadal nie mogę się pogodzić z tym, że jego nie ma. Przecież ja dałem go do lekarzy, do specjalistów. Tak nie może być, lekarze powinni leczyć ludzi, a nie wyganiać ich w nocy do domu – mówi Adam Fedusio.
Pan Tadeusz zasłabł podczas jednej z wizyt pana Adama. Mężczyzna zsunął się z łóżka. – Posadziłem tatę na wersalce. Pytam się, czy coś go boli, stwierdził, że ma potłuczone żebra – wspomina pan Adam. Zaraz potem jednak pan Tadeusz zaczął słabnąć. – Poczułem, że nie ma pulsu, że nie pracuje serce – mówi syn starszego mężczyzny i dodaje, że zaraz potem musiał reanimować ojca.
Pan Tadeusz został przewieziony do szpitala w Giżycku. Jak wspomina pan Adam, po kilkugodzinnym pobycie jego ojca na szpitalnym oddziale ratunkowym lekarze stwierdzili, że mężczyzna jest zdrowy i może wrócić do domu. Mówić mieli, że wydarzył się tylko upadek, po którym mają prawo boleć żebra.
– Ja mówię: „panie doktorze, tata 2-3 godziny temu stracił przytomność. Ja go reanimowałem – relacjonuje rozmowę z lekarzem pan Adam. Jak twierdził, alarmował lekarza, że „coś jest nie tak” i chciał, by ojciec pozostał w szpitalu. – Lekarz stwierdził, że zrobili konsultację internistyczną, neurologiczną. Pacjent nadaje się do wywozu do domu – opowiada pan Adam.
– O godzinie pierwszej przywożę ojca z SOR-u w bardzo złym stanie. Ojciec sam nie daje rady wyjść z samochodu nogi są wiotkie, jest omdlały – opisuje stan starszego mężczyzny jego syn. Jak wspomina, do mieszkania prowadził ojca pod ramię. – Na tym stopniu trzecim zauważyłem, że tata znów traci przytomność – pokazuje miejsce na klatce schodowej pan Adam. Zaraz potem zanikł puls pana Tadeusza. Mężczyzna zmarł.
Sprawą śmierci 86-latka zajął się Narodowy Fundusz Zdrowia oraz Rzecznik Praw Pacjenta. Także prokuratura wszczęła śledztwo, którego przedmiotem jest nieumyślne spowodowanie śmierci pacjenta.
Dotarliśmy do dokumentów pobytu w szpitalnym oddziale ratunkowym 86-latka. Jeden z zapisów mówi, o tym, że pan Tadeusz ponad 30 lat temu miał usunięte płuco ze względu na rozwijający się w nim nowotwór złośliwy.
– To, czego nie widziałem w tej dokumentacji, to nie widziałem żadnego badania klatki piersiowej – mówi onkolog, prof. Cezary Szczylik i wyjaśnia, że w przebiegu choroby nowotworowej takie badanie jest bardzo ważne. – Bardzo często występuje zespół zakrzepowo-zatorowy – tłumaczy.
O to, czy lekarze wiedząc, że ojciec pana Adama miał wcześniej nowotwór złośliwy, wykonali właściwe badania zapytaliśmy kierownictwo szpitala.
– Pacjent był badany przez dwóch specjalistów plus lekarza SOR-u – twierdzi Tomasz Przymorski, zastępca dyrektora ds. medycznych giżyckiego szpitala i dodaje, że oceną, które badania w danym momencie powinny być wykonane, a które nie, zajmą się biegli.
To, czy pan Tadeusz w chwili śmierci cierpiał na nowotwór, czy przebył chorobę wcześniej, wyjaśni śledczym sekcja zwłok pana Tadeusza. – Kwestia wpływu choroby nowotworowej na ewentualną przyczynę zgonu z pewnością będzie przedmiotem oceny biegłych – zapowiada Grzegorz Ryński, prokurator rejonowy w Giżycku.