Zmarł po 10 dniach pobytu w domu seniora. „Mówił, że się nim nie zajmują”
75-letni pan Jan zmarł po 10 dniach pobytu w domu seniora. Jego rodzina zarzuca personelowi ośrodka zaniedbania i twierdzi, że to właśnie brak odpowiedniej opieki mógł się przyczynić do tej tragedii.Prywatny dom seniora w Szelejewie koło Gostynia to całodobowa placówka dla osób starszych i niepełnosprawnych, którym zapewnia się tam między innymi opiekę medyczną i pielęgnacyjną.
Potrzebna była całodobowa opieka
Do tego miejsca, pod koniec ubiegłego roku, trafił 75-letni pan Jan. Mężczyzna miał częściowy niedowład kończyn po udarze sprzed wielu lat, a tuż przed przyjazdem do domu seniora, złamał rękę.
– Dowiedzieliśmy się, że jest tam dobra, całodobowa opieka, opinie też były pozytywne. Nawet mówiłam do taty, że pojedzie do sanatorium. Cieszył się, że pozna nowe osoby. Powiedziałam, że będzie miał ćwiczenia z fizjoterapeutą. I że jak nabiorą sił z mamą i ona wyjdzie ze szpitala, to będą razem spacerować – wspomina Barbara Eljasz, córka pana Jana.
Mężczyzna stał się pensjonariuszem domu seniora 13 listopada. Na zdjęciu, które rodzina zrobiła w dniu wyjazdu do ośrodka, widać, że pan Jan był w dobrym stanie fizycznym.
– Podczas przyjęcia nie było badania, był przeprowadzony wywiad. Przekazałam, że tata po trzech wylewach przyjmuje leki. (…) Pytali, czy ma jakąś specjalną dietę. Powiedziałam, że jedynie trzeba ograniczać cukier. Tata nie brał insuliny, tylko jedną tabletkę zapobiegawczo, żeby cukier nie szedł w górę – tłumaczy pani Barbara.
– Nie odwiedzałam męża, bo w tym czasie byłam w szpitalu. (…) Rozmawiałam z nim na WhatsAppie i był dość zadowolony – przywołuje Krystyna Łabiak.
Trzy dni później żona pana Jana wyszła ze szpitala, ale osłabiona po operacji, nie mogła odwiedzić męża. Dopiero w weekend do ojca pojechała córka. Gdy go zobaczyła, była przerażona.
– Cały był blady. Powiedział, że się nim nie zajmują, nawet się rozpłakał. Usta miał suche. Dałam mu butelkę, to mało na drugą stronę nie wykręcił – opowiada pani Barbara. I dodaje: – Zapytałam o to opiekunki i usłyszałam, że wodę ma cały czas na stole. Ale tata nie może mieć wody w dzbanku, tylko powinien mieć ją podaną w szklance do ręki. Mówię: „Widzi pani, że ma złamaną rękę, więc sobie nie naleje”. Usłyszałam, że ma podawane, ale tłumaczyłam, że widzę, co innego. Powiedziałam, że tata jest blady, a w takim stanie tutaj nie przyjechał. Był nieogolony. Wyglądał strasznie, w pierwszej chwili nie poznałam taty.
– Do takiego stanu go doprowadzili, w tak krótkim czasie…. Wyglądał kwitnąco, a nagle tak jakby światło zgasło – ubolewa pani Barbara.
Po interwencji córki w sprawie opieki nad ojcem, personel domu seniora obiecał, że taka sytuacja już się nie powtórzy. Dwa dni później pan Jan został zawieziony do poradni ortopedycznej na kontrolę złamanej ręki. Wtedy też zobaczyła go żona.
– Przeraziłam się. Zmienił się tak, że nie da się tego opisać – mówi pani Krystyna. I dodaje: – Próbowałam się tam [do domu seniora – red.] dodzwonić, ale się nie dodzwoniłam. W czwartek dodzwoniłam się i powiedzieli mi, że mąż zasłabł i że podłączyli tlen i chyba wezwą karetkę.
75-latka nie udało się uratować
Mężczyzna w ciężkim stanie trafił do szpitala i mimo starań lekarzy, nie udało się go uratować. Przyczyną zgonu był wstrząs spowodowany niedoborem płynów i ostra niewydolność nerek. Pan Jan zmarł po dziesięciu dniach pobytu w domu seniora.
– W ciągu 10 dni musiało dojść do sytuacji, w której ten pacjent albo odmawiał picia albo zachodziły okoliczności, w których dochodziło do odwodnienia. Na przykład dramatyczna biegunka, pomimo doustnego nawadniania może doprowadzić do odwodnienia. Tak samo wymioty. To sytuacje, które zostałyby prawdopodobnie opisane przez szpital. Tego szpital jednak nie napisał – zwraca uwagę dr n. med. Michał Sutkowski, specjalista medycyny rodzinnej i chorób wewnętrznych.
– Dla mnie zaskakujące jest to, że nie zauważył tego personel, bo to jest stan postępujący. Przecież w takim domu seniora występuje jakaś forma kontroli. Może pacjent odmawiał przyjmowania płynów? Ale jeżeli odmawiał, nie pił, a jego stan się pogarszał, to dlaczego nikt w porę nie zareagował? – dodaje ekspert.
Rodzina twierdzi, że nikt z personelu domu seniora nie powiadamiał jej o pogarszającym się stanie zdrowia pana Jana.
– Pacjent był zaopiekowany. Nie działo się nic, co by wskazywało na skrajne odwodnienie – zapewnia Urszula Stefaniak, dyrektorka domu seniora w Szelejewie.
– Przy przyjęciu pana Jana nie dostaliśmy żadnej dokumentacji. Powiem więcej, jest obowiązek dostarczenia, zabezpieczenia, leków. Nie dostaliśmy od tej rodziny leków w blistrach do wyciskania, tylko przygotowane kasetki z wyciśniętymi lekami. I tu na pewno był popełniony błąd przez panią pielęgniarkę. Ale to jednostkowe. Na pewno więcej się coś takiego nie zdarzy – dodaje dyr. Stefaniak.
– Wierzyłam, że daję tatę w dobre ręce. Na “dzień dobry” zrobili wrażenie, były dwie opiekunki, pielęgniarka i fizjoterapeuta. Pomyślałam, że będzie w dobrych rękach. Człowiek uwierzył i zaufał tym ludziom, a tu się okazuje, że jednak w domu miał najlepszą opiekę – kończy pani Barbara.