Wypadek Ryszarda Szurkowskiego. Potrzebna pomoc
Legenda polskiego kolarstwa Ryszard Szurkowski miał tragiczny wypadek na wyścigu weteranów w Kolonii. Jest sparaliżowany. Wcześniej nie chciał dzielić się z tą informacją nawet z przyjaciółmi. Teraz postanowił o tym opowiedzieć. Tylko u nas pierwszy po wypadku wywiad z mistrzem.
09.11.2018 | aktual.: 08.01.2021 17:26
Ryszard Szurkowski 10 czerwca miał poważny wypadek podczas wyścigu weteranów w Kolonii. W ciężkim stanie trafił do szpitala. – Wypadek był bardzo poważny. Ryszard przy prędkości około 40 km/h bardzo niefortunnie upadł. Popękały mu kręgi, twarz miał połamaną, zniekształconą – mówi Krzysztof Kozanecki, przyjaciel Szurkowskiego.
– Chce się człowiek ruszyć, spogląda na nogi, a one leżą, spogląda na ręce, a one leżą – przyznaje Ryszard Szurkowski.
Ryszard Szurkowski ma 72 lata. To sportowy fenomen. W swojej karierze 800 razy stawał na podium. 500 razy wygrywał. Jest mistrzem świata, dwukrotnym srebrnym medalistą olimpijskim i czterokrotnym zwycięzcą Wyścigu Pokoju.
– To nazwisko trzeba wymawiać, i mówię to bez przenośni, dużymi literami. Obgryzałem za niego paznokcie, kiedy walczył o mistrzostwo świata w Barcelonie, kiedy wygrywał Wyścig Pokoju. Siadałem na swoim rowerze i chciałem być Szurkowskim. Kiedy grało się w kapsle chciałem mieć ten z Szurkowskim. Był moim idolem – mówi Tomasz Zimoch, dziennikarz sportowy.
– Cała Polska i nie tylko Polska żyła w tamtych latach Wyścigami Pokoju, najważniejszymi dla tak zwanych amatorów – mówi Daniel Olbrychski.
Ryszard Szurkowski 17 lat temu przeżywał osobistą tragedię. Jeden z jego synów zginął w ataku na World Trade Center w Nowym Jorku. Od 20 lat z żoną Iwoną prowadzi sklep rowerowy na warszawskiej Woli. O jego tragicznym wypadku wiedziało niewiele osób. Szurkowski nie powiedział nawet przyjaciołom.
– Ryszard Szurkowski to człowiek z charakterem fightera, wspaniały mężczyzna, nie tylko sportowiec. Widocznie nie chciał swoim przyjaciołom sprawiać głębokiego smutku, że wydarzył mu się dramatyczny wypadek – sugeruje Olbrychski.
Po wypadku Szurkowski ani na chwilę się nie poddaje. – Jego stan psychiczny od początku był bardzo dobry. Mąż był nastawiony do walki. Jest „walczakiem”, widać to przez cały okres jego walki o powrót do zdrowia. Fizycznie też widzimy dość duże postępy. Na początku mąż miał totalny niedowład lewej ręki, nie wiedział w ogóle, że ma lewą rękę, nie ruszał nogami. Dopiero po 70 dniach zaczął ruszać palcami u nóg. Każdy taki postęp cieszy. Jest to jakiś etap do wygrania najważniejszego wyścigu – mówi żona sportowca.
Tomasz Zimoch nie ma wątpliwości, że sportowy duch pomoże Szurkowskiemu stanąć na nogi. – Tylko, że tak jak on nas zabierał w niesamowitą przestrzeń, drogę sportowych emocji, tak teraz dużo zależy od nas. To my teraz musimy stanąć przy trasie jego wyścigu i to my musimy dopingować. Musimy mu pomóc. On da radę, ale nasza pomoc jest niezbędna – mówi.
Szurkowski przeszedł dwie operacje kręgosłupa i skomplikowaną operację twarzy. Cały czas ma czterokończynowe porażenie. Od czterech miesięcy przebywa w szpitalu rehabilitacyjnym w Konstancinie-Jeziornie, gdzie kończy się jego turnus.
– Jest myślenie pozytywne. Dzisiaj ruszam palcem jutro może łokciem, pojutrze może drugą ręką i tak dalej. To skrótowo „pojutrze”, bo może to być za miesiąc, albo później. O tym się myśli, o tamtym już się nie myśli – mówi sportowiec.
Szurkowski przyznaje, że nie ma do nikogo pretensji o wypadek. – Dzieją się różne ludzkie tragedie, które są pewnie jeszcze gorsze niż moja. Trzeba z tym żyć, trzeba to przyjąć. Może teraz to nie jest wyścig, bo nie ma się, co z czasem ścigać, trzeba więcej ćwiczyć i mieć więcej cierpliwości. Ale dochodzenie do formy może nie trwać krócej niż trening sportowca, który zaczyna, jako junior, czy młodzik i przez 7-10 lat trzeba ćwiczyć, żeby osiągnąć mistrzostwo.
Żeby wszystko uruchomić, jeżeli dobrze pójdzie, potrzebne będzie ładnych kilka lat. – Szukamy teraz specjalistycznej kliniki, która używa nowoczesnej technologii, innowacyjnych instrumentów na przykład egzoszkieletu. To są małe kroczki, które pozwolą mu na szybszy powrót do zdrowia. Żeby dzięki innowacyjnym metodom mąż mógł za kilka miesięcy stanąć i wsiąść na rower – mówi Iwona Arkuszewska–Szurkowska.
W pomoc mistrzowi i zbiórkę na leczenie zaangażowali się przyjaciele Szurkowskiego. – Wiadomo, że taka rehabilitacja kosztuje ogromne pieniądze. To może być miesięcznie nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Zależy od kliniki. Być może będzie to za granicą. Nie wiemy, jak długi czas jest potrzebny na zakończenie tej rehabilitacji. Może to jest miesiąc, może dwa, bo są takie cudowne ozdrowienia. Ale raczej liczmy się z tym, że to będą miesiące, a może dwa lata lub dłużej – mówi Krzysztof Kozanecki.
– Myślę, że wróci na rower i wszystko będzie dobrze. A teraz trzeba mu tylko pomóc – mówi kolarz Rafał Majka. – Rysiek jest super sportowcem, takim z charakteru. Człowiekiem, który nie odpuszcza. Na szczęście ma taką cechę. W sporcie trzeba wierzyć w zwycięstwo i Rysiek zawsze wierzył. Życzę mu, żeby wygrał tę wojnę – mówi Karol Strasburger, aktor, przyjaciel Szurkowskiego.
– To jest walka połączona. Mówiąca o tym, że trzeba walczyć samemu, ale trzeba mieć tak zwane dobre dusze obok siebie, które będą wspomagały w psychice. W myśleniu, że idziemy dobrą drogą i trening doprowadzi do sukcesu. Nie wiem, co to będzie, ale będzie to sukces – mówi Szurkowski.
Szczegóły jak pomóc słynnemu sportowcowi można znaleźć na stronie stowarzyszenia Lions Club (http://www.poznan1990.lions.org.pl/pomozmy-ryszardowi-art-106-161.html).