Kto stoi za zaginięciem pielęgniarki z Jasła?
Halina G. zaginęła sześć lat temu. Do dziś nie dała znaku życia, nie odnaleziono także jej ciała. Według prokuratury została zamordowana przez byłego męża. Mężczyzna przekonuje, że jest niewinny, jednak podczas procesu odmówił składania zeznań. Zaginięcie Sześć lat temu, Halina G. wróciła wieczorem do domu i przygotowywała się do snu. Następnego dnia, jej zaniepokojony partner przyjechał sprawdzić, dlaczego kobieta nie odbiera telefonów.
Wiedziałem, co się stało od razu po tym, jak przyjechałem na miejsce. Zobaczyłem krew na schodach, rozerwany łańcuszek, więc wiedziałem, że stało się coś poważnego – wspomina pan Zbigniew.
Wezwani na miejsce policjanci rozpoczęli poszukiwania. Halina G. została uznana za osobę zaginioną, jednak w przedpokoju było dużo śladów krwi, które ktoś próbował usunąć. Zniknął też dywan. Promienie ultrafioletowe ujawniły plamy, które wskazywały, że w domu mogło dojść do morderstwa. Tego samego dnia aresztowano byłego męża zaginionej Haliny i oskarżono go o zabójstwo.
– Przestępstwo zarzucone Januszowi G. polegało na tym, że w dniu 5 sierpnia 2014 w Jaśle wszedł do domu pokrzywdzonej i zaatakował ją. Zadał jej prawdopodobnie jeden cios ostrym narzędziem, powodując jej śmierć. Ciało pokrzywdzonej wywiózł i ukrył w nieustalonym do dziś miejscu – mówi Beata Piotrowicz z Prokuratury Okręgowej w Krośnie.
Janusz G. nigdy nie przyznał się do winy. Po roku sąd zwolnił go z aresztu, uznając, że nie może już zacierać śladów ani utrudniać śledztwa.
– Wszyscy są przekonani, że to ja ją zabiłem. Czemu nikt nie bierze pod uwagę, że może porwał ją jakiś Ukrainiec, albo wyjechała na Baleary, może była komuś coś winna? Przecież gdybym ja tam był, to na miejscu byłby moje ślady – mówi naszej reporterce były mąż zaginionej.
– Najpoważniejsze dowody w sprawie to ślady biologiczne, zabezpieczone w samochodzie oskarżonego i zapisy monitoringów, które pozwalają ustalić trasę jego samochodu – ripostuje prokurator Piotrowicz.
Bezkonfliktowa pielęgniarka
Halina G. była pielęgniarką. Wszyscy nasi rozmówcy opisują ją jako miłą, wesołą i bezkonfliktową osobę. Po rozwodzie z mężem wychowywała dwóch synów i układała sobie życie z nowym partnerem. Janusz G. wyprowadził się z domu i od tego czasu mieszka sam.
– Strasznie się żyje z tak poważnym oskarżeniem. Każde moje słowo, ruch warg jest obserwowany. Nawet na wariograf mnie chcieli brać. Ja się nie zgodziłem, bo to nie pomaga, a może być użyte przeciwko mnie – mówi oskarżony.
Według prokuratury motywem zabójstwa był konflikt o podział majątku po rozwodzie. Przed sądem cywilnym toczyła się sprawa o podział działki.
– To działka budowlana w centrum miasta, na której aktualnie znajduje się skup złomu i magazyny. Działka została wyceniona na około milion złotych – mówi Maciej Kiełtyka, adwokat, pełnomocnik Haliny G.
Przed zaginięciem Haliny G. miał miejsce incydent z udziałem jej i byłego męża.
– On dostawał szału przed rozprawami. Zaatakował ją nożem. Wybił okno, nożem porysował jej dach, przedziurawił jej kożuch i zranił w rękę. Ona w panice wyrwała się, uciekła, wybiegając na drogę – opowiada partner Haliny G.
Za atak na żonę Janusz G. otrzymał wyrok w zawieszeniu.
– Uważam, że tę sprawę można by zakwalifikować, jako usiłowanie zabójstwa. To był bardzo poważny atak. Jeżeli ktoś z samego rana przyczaja się z nożem pod domem, to moim zdaniem jego zamiary są oczywiste – dodaje Maciej Kiełtyka.
Do zaginięcia Haliny G. doszło w przeddzień kolejnej, zaplanowanej rozprawy. Świadkowie zeznawali, że Janusz G. był wściekły o to, że żona chce zabrać mu połowę działki i magazynów.
Poszukiwania
Policjanci od razu weszli na teren złomowiska. Szukali ciała Haliny G. lub śladów jej krwi. Szybko trafili na mokre, świeżo wyprane ubranie Janusza G. Przebadano je. Śladów krwi ofiary jednak nie znaleziono.
– W poszukiwaniach brało udział bardzo wielu funkcjonariuszy. Chcieliśmy to miejsce sprawdzić jak najdokładniej, żeby każdy metr tego placu został sprawdzony – opowiada oficer operacyjny policji.
Janusz G. zaprzecza, że tej nocy był w okolicach domu małżonki. Jednak kamery monitoringu zarejestrowały trasę przejazdu jego samochodu. O godz. 20.00 wyjechał ze skupu i minął pierwszą kamerę. Po ponad dwóch godzinach kamery zarejestrowały powrót samochodu na skup złomu. Janusza G. widział też wtedy świadek.
– Uważam, że to bardzo trudny człowiek, bardzo przebiegły. Przesłuchiwało go już wielu policjantów, profesorów i nikt mu nie dał rady. Na sali sądowej siedział, jak gdyby nigdy nic – mówi pan Zbigniew.
Proces dobiega końca. Prokuratura uważa, że zebrała mocne dowody. Sąd zdecydował, że przed wyrokiem chce jeszcze uściślić, w jaki sposób krew znalazła się na ścianie samochodu. Pomoże to ustalić, czy Halina G. zginęła w mieszkaniu, czy w samochodzie.
– Teraz powstała opinia, w której biegli nie mogą stwierdzić, czy ślad krwi jest naniesiony, czy to jakaś siła sprawcza. Sumienie mam bardzo dobre. Czuję się świetnie, jestem niewinny – twierdzi Janusz G.
Niezależnie od wyroku Janusz G. stanie się właścicielem działki. Teraz sprawa o podział majątku jest zawieszona z powodu zniknięcia jeden ze stron.