Zamiast spokoju, codzienne hałasy. “Pieniądz rządzi światem”

Marzyli o spokoju, więc zainwestowali oszczędności życia w dom na wsi pod Radomiem. Państwo Wójtowiczowie spokoju jednak nie mają, bo codziennie mąci go hałas dobiegający z zakładu produkującego betonowe zbiorniki. Jak to możliwe, że na terenie, gdzie mogą być tylko domki jednorodzinne, działa zakład przemysłowy? Dlaczego urzędnicy od 9 lat są bezsilni?

Hałaśliwy zakład w sąsiedztwie

Marlena i Rafał Wójtowiczowie wybudowali dom na wsi koło Radomia 4 lata temu. Mieszkają tu razem z dwojgiem dzieci. Gdy kupowali działkę, wokół były pola.

– Jak stawialiśmy dom, to w każdym urzędzie pytaliśmy i mówili nam, że tutaj dookoła są tylko ziemie rolne i pod zabudowę domków jednorodzinnych. Na tej działce też można postawić tylko domek jednorodzinny, a jest na nim zakład produkcyjny – mówi pan Rafał.

– Zapewniali nas, że obok powstaną tylko domy. Że żadne firmy tu nie powstaną, tym bardziej takie, ale niestety są uciążliwości i to bardzo duże – dodaje pani Marlena.

Na działce obok domu państwa Wójtowiczów, a także na kilku innych po przeciwnej stronie drogi, sąsiedzi prowadzą zakład produkujący betonowe zbiorniki.

– Okna myję raz w miesiącu – mówi kobieta, pokazując brudny osad na szybach. I dodaje: – Tak samo jest ze wszystkim innym, bo jak nie ma długo deszczu, to taką warstwę kurzu mamy na warzywach i roślinach.

– A przy każdym większym deszczu, jesteśmy zalewani, bo tam jest podniesiony teren, wygruzowany i wszystko spływa w naszą stronę – dodaje pan Rafał.

„Szefa nie ma”

– Jak zaczynaliśmy budowę domu, to były prowadzone prace w tym zakładzie, ale na mikroskalę. Teraz to się rozrosło. Kiedy tutaj zamieszkaliśmy, to mieliśmy to już 24 godziny na dobę – wspomina pan Rafał.

O tym, jak wyglądała okolica przed rozbudową zakładu, świadczą zdjęcia z map Google wykonane 10 lat temu. W tym samym miejscu, dziś nie ma już pól i łąk. Przedsiębiorczy sąsiedzi zamienili ich część w utwardzony teren, otoczony wysokim, betonowym ogrodzeniem.

– Wydawało nam się, że to są normalni, zwykli ludzie. Myśleliśmy, że się dogadamy na tym etapie początkowym, ale niestety nie – mówi pani Marlena.

– Przedkładają swój interes ponad wszystko – dodaje jej mąż.

Staraliśmy się porozmawiać z właścicielem firmy. Kiedy pojawiliśmy się przed biurem zakładu, mężczyzna podjechał do nas samochodem, a gdy tylko zobaczył kamerę, szybko odjechał.

Dzwoniliśmy też do właściciela zakładu, by umówić się na spotkanie, ale nie odbierał telefonu.

Gdy po kilku dniach przyszliśmy do biura, przed którym stało zaparkowane auto mężczyzny, okazało się, że przedsiębiorcy nie ma w zakładzie.

– Szef jest na urlopie. (…) To że samochód stoi, to nie znaczy, że szef jest. Jest na wakacjach i nie wiem, kiedy będzie, bo mi się nie zwierza – usłyszeliśmy od pracownika.

Co zrobiła gmina?

– Załadunki często trwają do nocy – do godziny 22, 23, 1 w nocy. I my, i sąsiedzi nie raz zgłaszaliśmy to na policję. Tych zgłoszeń było tak dużo, że komisariat skierował sprawę do sądu. W sądzie trwa teraz sprawa o zakłócanie ciszy nocnej – opowiada pan Rafał.

Gdy państwo Wójtowiczowie zaczęli zgłaszać uciążliwość wytwórni betonowych elementów w urzędzie gminy, na jaw wyszło, że zakład działa bez odpowiednich pozwoleń. Działki, na których odbywa się produkcja, to grunty rolne i można je przekształcić jedynie pod zabudowę jednorodzinną i zagrodową.

– Wszystkie urzędy są bardzo oporne, żeby cokolwiek z tym zrobić. Wójt ma cały wachlarz możliwości, może nawet nakazać uprzątnięcie terenu i przywrócenie stanu pierwotnego – twierdzi pan Rafał.

Zarejestrowaliśmy dźwięki dochodzące z zakładu przy otwartym oknie w domu państwa Wójtowiczów. Nagranie odtworzyliśmy podczas spotkania z urzędnikami gminy Jedlińsk.

– Czy gdyby pan, panie sekretarzu, miał obok siebie taki zakład, to on by wciąż istniał? On jest tam już od siedmiu lat – spytała reporterka Uwagi!.

– No istnieje, no i co? Pewnie by mi to przeszkadzało – uciął Andrzej Pawluczuk, sekretarz gminy Jedlińsk.

– Przeznaczenie tych gruntów jest inne niż przemysłowe. Generalnie są to grunty rolne – przyznał sekretarz.

Jakie kroki podjął urząd wobec właścicieli zakładu?

– Gmina wydała decyzję nakazującą przywrócenie tym działkom charakteru pierwotnego, czyli wykonała to, co do niej należy. Natomiast postępowanie w tej sprawie jest obecnie prowadzone przez nadzór budowlany. (…) Czekamy na zakończenie postępowania – mówi Andrzej Pawluczuk.

– Inwestorzy zaskarżyli decyzję, bo nie zgadzali się z treścią rozstrzygnięcia i chcieli dalej prowadzić swoją działalność – dodaje Grzegorz Walczak, kierownik referatu Promocji i Rozwoju Gospodarczego gminy Jedlińsk.

„Światem rządzi pieniądz”

Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Radomiu dwukrotnie kontrolował zakład i dwa razy wydał decyzję o rozbiórce.

– W tej konkretnej sytuacji inwestor nie dostarczył żadnych dokumentów. W przypadku nieprzedłużenia dokumentów, organ nadzoru budowlanego wydaje decyzję o rozbiórce. My taką decyzję wydaliśmy, ta decyzja została utrzymana w mocy przez organ wojewódzki i w tej chwili inwestor złożył skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie – tłumaczy Jarosław Domański, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowanego w Radomiu.

– Światem rządzi pieniądz. Jeżeli jakieś przedsięwzięcie przynosi zysk, to ten przedsiębiorca będzie starał się prowadzić tę działalność jak najdłużej. Nie będzie patrzył na żadne przepisy, które prawdopodobnie ma w głębokim poważaniu. Woli zapłacić za dobrego adwokata, który będzie prowadził tę sprawę przez wiele lat – dodaje Domański.

„Zostawili nas samych sobie”

Poziomy hałasu i zapylenia, które emituje wytwórnia betonowych zbiorników, były kontrolowane również przez Mazowieckiego Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska. Stwierdzono przekroczenie norm hałasu, ale tylko w nocy. Kontrolerzy zalecili ograniczenie pylenia. Nie zwrócono jednak uwagi na degradację gruntów rolnych, na których działa zakład.

– Zostawili nas samych sobie. Powiedzieli: Idź sobie do sądu, zgłoś tam – mówi pan Rafał.

– A to urzędy pozwalają na to, co się dzieje dookoła i my zrzucamy na nich odpowiedzialność za to, że doprowadzili do tego, że mieszkamy w takich warunkach. Wartość naszej nieruchomości na pewno spadła. Nawet jakbyśmy chcieli się stąd wyprowadzić, to nie wiem, kto by to od nas kupił – dodaje pani Marlena.