Wyzwiska, szarpanie i spanie na podłodze? Sprawa 12-latki z okolic Włocławka przypomina historię Kopciuszka

Wyzwiska, szarpanie, spanie za karę na podłodze w kuchni – tak miała być traktowana w domu ojca i macochy 12-latka z okolic Włocławka. W końcu dziewczynka uciekła z domu.

12-latka uciekła z domu ojca na Kujawach. Dziewczynka mieszkała tam od urodzenia, również po rozwodzie rodziców. Matka wyszła drugi raz za mąż i wyjechała na Śląsk. Ojciec związał się z nową partnerką, która wprowadziła się do domu dziewczynki wraz z dziećmi z poprzedniego związku.

– Uciekała polami przez trzy kilometry. Po drodze wpadła do dziury. Uciekała dalej, jak widziała samochody, to kładła się, bo bała się, że szuka jej tata. Jak dotarła do nas, to trzęsła się, płakała, że partnerka taty bije, a dzieci ją wyzywają. Totalna panika – opowiada nasza rozmówczyni.

Kobieta wezwała policję, która przyjechała z ojcem dziewczynki.

– Powiedziałam jej: „Przyjechał tata”. A dziecko padło na kolana i mówi: „Ciocia, proszę cię, nie oddawaj mnie, nie wpuszczaj go tutaj”. Policjanci weszli i ona zaczęła opowiadać. Wyzwiska, bicie, szarpanie, spanie na podłodze. Policjanci wyszli na dwór i zapytali ojca, dlaczego dziecko śpi na podłodze. A on odpowiedział: „Bo nie mam tylu łóżek”. Policjanci byli w szoku – przywołuje kobieta, do której uciekła dziewczynka.

„Miała tylko suchy chleb i wodę”

– Przychodziły moje dzieci ze szkoły i mówiły: „Mamo, ona dzisiaj miała tylko suchy chleb i wodę”. Nie miała pieniędzy. A siostra przyrodnia szła do sklepiku i kupowała chipsy, napoje, wszystko. A tej dziewczynce było przykro – opowiada matka dziecka, które uczy się w tej samej podstawówce. I dodaje: – Jak było do napisania wypracowanie, to jej przyrodnia siostra miała wszystko, a ona nie, mówiła wtedy: „Zapomniałam, nie miałam czasu”. Według mnie ciągle obciążali ją opieką nad bratem.

Do wstrząsających sytuacji miało dochodzić też podczas lekcji online.

– Ciężko było mi patrzeć, jak była odsuwana lub niedopuszczana do kamery. „Na kamerce” macocha potrafiła złapać ją za włosy i zwalić z krzesła, bo miała ustąpić miejsca przyrodniej siostrze – opowiada nasza rozmówczyni.

Utrata pokoju

Po ucieczce dziewczynka trafiła pod opiekę matki. Kobieta nie zabrała wcześniej córki na Śląsk, bo – jak twierdzi – dziecko wolało zostać na Kujawach, by nie zmieniać szkoły. Rozwód orzeczono z winy matki i kobieta wyraziła zgodę, by dziewczynka mieszkała z ojcem.

– Na początku było dobrze, później partnerka taty przyprowadziła swoje dzieci. Zaczęły na mnie mówić „świnia”, „śmierdziel”. Wygonili mnie z mojego pokoju. Zamieszkała w nim najstarsza córka macochy, która ma 15 lat – opowiada 12-latka.

– Wyrzucono ją z własnego pokoju, to niewyobrażalny ból. Jak można potraktować tak dziecko, żeby nie miało swojego pokoju, swojego łóżeczka, biurka, kącika, we własnym rodzinnym domu? – ubolewa Wiesława Jankowska, matka dziewczynki.

Jak twierdzi kobieta, córka nie mogła swobodnie się z nią spotykać. Nawet gdy kontakty uregulował sąd, rozmowy telefoniczne były utrudnione, bo dziewczynka korzystała z aparatu ojca. Weekendowe wyjazdy do matki, zaplanowane raz w miesiącu, nigdy nie dochodziły do skutku.

– Podjeżdżając na miejsce, były mąż twierdził, że ona nie chce ze mną jechać. Pytałam ją, dlaczego, odpowiadała: „No, bo nie”. Prosiłam o konkretny powód, to spoglądała na ojca – przywołuje pani Wiesława.

Kopciuszek

W ubiegłym roku o problemach dziewczynki napisał portalwloclawek.pl. Po publikacji, na wniosek dyrektora szkoły, rodzinie przydzielono asystenta.

– Od momentu kiedy asystent pojawił się w tej rodzinie, bardzo często nawiązywał kontakt z pedagogiem szkolnym – mówi Elżbieta Jażdżewska, dyrektorka szkoły. I zaznacza: – Po ciągłych kontrolach sytuacja się zmieniła. Zaobserwowaliśmy, że od września bardzo przyłożyła się do nauki i śródroczne wyniki polepszyły się w stosunku do ubiegłego roku.

W domu ojca mieszkało w sumie osiem osób. Sąsiedzi obserwowali, że dziewczynka bardzo często zajmuje się przyrodnim bratem – wspólnym dzieckiem ojca i macochy.

– Spotkaliśmy się kiedyś na pikniku. Oni wszyscy chodzili w grupce, ładnie, pięknie, tylko ona miała wózek i biegała za tym małym. Oni się bawili, a ona była z boku – wskazuje nasza rozmówczyni.

– Myślę, że mamy tutaj klasyczną historię Kopciuszka, tak też nazwałam swój pierwszy artykuł – mówi Bogusława Obałkowska, dziennikarka serwisu portalwloclawek.pl. I dodaje: – Zawiedli wszyscy – panie z opieki, rodzina, ojciec, macocha, nauczyciele. Ona widziała już tylko sąsiadkę i mamę.

Dziewczynka od kilku miesięcy mieszka na Śląsku. Nastolatka powoli wyjawia, jak traktowano ją w domu ojca.

– Było coraz gorzej. Byłam bita. Byłam takim Kopciuszkiem, pomiatali mną i wyzywali coraz gorzej – k.., dz…, sz… Ponad dwa tygodnie spałam na kafelkach na samym kocu. Spałam tak, jak miałam karę, a na materacu w normalnej sytuacji. Materac był w kuchni, przy drzwiach wejściowych. Miałam małą i cienką kołdrę dla małego dziecka. Była dla mnie za mała, poduszki nie miałam, pod głowę podkładałam swoje ciuchy. Tata widział, że śpię w kuchni, ale nie reagował – zwierza się 12-latka.

Postępowanie

Prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie znęcania się nad dzieckiem. Na razie nie wiadomo, czy i komu zostaną postawione zarzuty. Wielokrotnie kontaktowaliśmy się z ojcem dziewczynki, by zapytać, dlaczego córka uciekła z domu. Mężczyzna odmówił wypowiedzi. Jego partnerka również nie chciała z nami rozmawiać.

Z kolei w Miejsko-Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Lubrańcu próbowaliśmy dowiedzieć się, jak asystent zajmował się wielodzietną rodziną, w której wychowywała się nastolatka.

– Oczkujemy na oficjalne stanowisko prokuratury i sądu – instytucji, które prowadzą w tej sprawie czynności – oświadczyła Izabela Nazdrowicz, kierowniczka Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Lubrańcu.

– Opieka zawiodła. Prosiłam, żeby pani asystent jeździła do nich, żeby weszła tam ze mną i mogła przy niej z nią porozmawiać, może wtedy coś bym uzyskała. Panie z opieki zaprzeczyły jakoby coś złego się działo. Tak jakby przykrywały to wszystko, zamiatały pod dywan – sugeruje matka 12-latki.

– Mama przyjeżdżała na widzenia do szkoły i dziewczynka nie chciała wyjść do mamy, nie chciała z mamą rozmawiać. Rzeczywiście potrzebny byłby psycholog. Dużą niedogodnością na terenie wiejskich szkół jest brak specjalisty. Jest tylko pedagog. Myśmy nie zauważyli aż takich zachowań niepokojących – mówi dyrektor Elżbieta Jażdżewska.

Dziewczynka uciekła z domu, tak, jak stała. Sytuacja finansowa matki jest trudna, bo to ona płaci alimenty mężowi. By urządzić pokoik dziewczynki w nowym domu, dziennikarka z Włocławka zorganizowała zbiórkę.