W szpitalu zmarł strongman Artur Walczak.

W szpitalu we Wrocławiu zmarł gnieźnieński strongman Artur Walczak.

Nie wybudził się ze śpiączki po tym, jak 22 października podczas gali PunchDown we Wrocławiu doznał ciężkiego nokautu i trafił do szpitala z uszkodzeniem mózgu.

Śmierć strongmana potwierdził nam przyjaciel Walczaka Rafał Stępień. Artur Walczak od 22 października był podłączony do respiratora oraz sztucznej nerki. Bliscy zawodnika zorganizowali zbiórkę pieniędzy i aukcję przedmiotów, z których cały dochód miał zostać przeznaczony na jego leczenie oraz rehabilitację, bo lekarze byli dobrej myśli, po tym jak obrzęk mózgu stopniowo się zmniejszał. Niestety, Artur Walczak przegrał walkę o życie.

Zawodnik miał 46 lat i jak wspominają go znajomi, mimo tego, że był strongmanem, zawsze chętnie pomagał bezinteresownie innym. Uczestniczył m.in. w programie profilaktycznym w zakładzie poprawczym w Trzemesznie, gdzie uczył osadzonych jak rozładowywać agresję poprzez ćwiczenia fizyczne.

Wrocławska prokuratura sprawdza poziom zabezpieczenia pomocy medycznej podczas gali.Niewykluczone, że po śmierci Walczaka postawi nowe zarzuty.