Stracili dach nad głową. Choć płacili czynsz, czuli się pozostawieni sami sobie

Od kilku lat lokatorzy jednej z łódzkich kamienic żyli w strachu w obawie przed zawaleniem budynku. Nikt nie kwapił się, by go wyremontować. Przed miesiącem stracili dach nad głową. Jak mówią, nikt im wtedy nie chciał pomóc i zostali pozostawieni sami sobie.

Ostatnie miesiące to nieustające doniesienie o tragicznym stanie łódzkich kamienic. Kilkanaście tygodni temu zawaliły się dwa budynki w centrum miasta.

Nocne dyżury

Niedawno w kamienicy przy ulicy Wólczańskiej w Łodzi zawalił się strop w jednej części budynku. Jak mówi lokalna działaczka pomagająca lokatorom: “Od tego czasu mieszkańcy kamienicy nie byli pewni, czy mogą tam jeszcze mieszkać”.

– Oni się boją, pełnią dyżury po nocach. Jedna osoba nie śpi, bo słucha, czy kamienica nie trzeszczy, bo część pęknięć jest słyszalnych – mówi Agnieszka Wojciechowska vel Heukelom z Europejskiego Centrum Inicjatyw Obywatelskich.

Kilkanaście dni temu mieszkańcy dostali zaskakującą informację od zarządcy budynku. Ten dał lokatorom sześć dni na opuszczenie mieszkań.

Decyzję o opróżnieniu kamienicy podjął powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.

– Przede wszystkim nasze złe odczucia spowodowało to, co zobaczyliśmy w części podpiwniczenia, w więźbie dachowej, w wybrzuszonych ścianach zewnętrznych. Podjąłem jedyną decyzję, jaką mogłem podjąć – tłumaczy Bohdan Wielanek, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Łodzi.

Przekazanie kamienicy z lokatorami

Do 2009 roku kamienicą przy Wólczańskiej zarządzało miasto. 10 lat temu odzyskali ją spadkobiercy przedwojennych właścicieli. Od tego czasu budynkiem zarządza prywatna firma. Lokatorzy twierdzą, że miasto nigdy nie rozwiązało z nimi umów. Dostali jedynie nowy numer konta, na który wpłacają czynsz.

– Ta kamienica została przekazana razem z mieszkańcami wbrew ich wiedzy i woli. Spadkobierców nikt nie widział. Przebywają na stałe w Izraelu. A kamienicą od lat zarządza firma Madar. Robi to w nieudolny sposób – mówi Agnieszka Wojciechowska vel Heukelom.

Zdesperowani mieszkańcy chcieliby dowiedzieć się, gdzie teraz będą mieszkać i kto doprowadził ich kamienicę do ruiny.

– Mamy grzyba, pęknięcie przy karniszu, popękany sufit. Łazienka jest zawilgocona, wnuczki nie da rady w niej wykapać. Musi być kąpana w wanience na środku pokoju, gdzie obok jest rozpalony piec, ewentualnie piecyk elektryczny – mówi Anna Wasilewska.

– Pod sufitem mamy zamontowany ściąg, żeby ściana budynku nie zawaliła się na następną posesję. Ten pręt od dwóch lat nie został odpowiednio zabezpieczony, dokręcony. Projektant, który robił projekt w celu zabezpieczenia, powiedział mi, że nawet jakby się coś wydarzyło, to na głowę mi nie spadnie, tylko mogę się obudzić i zobaczyć panoramę ulicy – mówi Danuta Majkowska-Siekiera.

Wcześniej kobieta wyremontowała mieszkanie.

– Na własny koszt, z wymianą okien, stolarki drzwiowej, instalacji elektrycznej, kanalizacyjnej i wodnej. Ta kamienica dzięki lokatorom przedłużyła swoja żywotność. A dzisiaj zostaliśmy bez niczego – żali się Majkowska-Siekiera.

Czynsz był, remontu nie

Lokatorzy płacili za czynsz nawet tysiąc złotych, dlatego mają żal, że nie remontowano kamienicy.

Przed łódzkim sądem toczy się proces przeciwko zarządcy, któremu mieszkańcy zarzucają doprowadzenie budynku do złego stanu. Zarządca nie pojawia się w sądzie.

O sprawę przekazania kamienicy z lokatorami zapytaliśmy urząd miasta.

– Tak się dzieje na zasadzie typowo prawnej. Ta nieruchomość nigdy nie była miejska. Zawsze była prywatna. Była tylko zarządzana przez miasto – mówi Jolanta Baranowska z biura prasowego Urzędu Miasta Łodzi.

– Myślę, że jako miasto mamy prawo udać się do organów ścigania z wnioskiem i pytaniem, czy zarządca prawidłowo zarządzał pieniędzmi, które wpłacali ludzie na poczet czynszu – dodaje Baranowska.

A jak przed laty miasto dbało o kamienicę? Ile wydano na remont budynku?

– Trzeba pytać ówczesne władze miasta. Nie wiem tego – przyznaje Baranowska.

Nie ma winnych?

Znany łódzki adwokat uważa, że to głównie miasto ponosi odpowiedzialność za doprowadzenie kamienicy do ruiny.

– Mając na uwadze, że nowy właściciel pojawił się przed dziesięcioma laty, należy zadać pytanie, co działo się przez kilkadziesiąt wcześniejszych lat. Takich zaniedbanych budynków są setki. Nie można przyjąć argumentu, że miasto obciąża za stan budynku obecnych właścicieli. Samo odpowiada za kilkadziesiąt wcześniejszych lat zaniedbań, kiedy o budynki nie dbano w sposób należyty – przekonuje adwokat Piotr Kaszewiak.

Spotkaliśmy się z zarządcą kamienicy przy Wólczańskiej. Twierdzi, że już wcześniej jej właściciele, mieszkający w Izraelu, postanowili rozebrać budynek, bo nie było ich stać na jego remont.

– Jeżeli w tym domu mieszkają obcy ludzie, którzy płacą czynsz zgodny z ustawą o ochronie praw lokatorów, krzywdzący dla właścicieli, a nie rynkowy czynsz… to, co płacą to nie są środki wystarczające na remont budynku – mówi Maciej Niewiadomski z firmy Madar.

– Myślę, że właściciele kamienicy mają poczucie daleko idącej krzywdy, że majątek ich rodziny został zniszczony i zaprzepaszczony przez działanie polskich władz. 64 lata eksploatacji bez remontu. To usłyszałem wielokrotnie. To poczucie krzywdy. Tu obie strony są pokrzywdzone – dodaje Niewiadomski.

Miasto uznało w końcu racje mieszkańców. Urzędnicy zaproponowali im lokale zastępcze.