Squatersi się wynieśli, budynek został zburzony. “Chyba chcieli przeżyć przygodę”

Wyczerpana nerwowo właścicielka działki postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i rozlała w zajętym przez squatersów budynku cuchnącą substancję. Wówczas młodzi ludzie opuścili zamieszany bez zgody właścicieli budynek, który ostatecznie został zburzony.

Dramat Janiny i Ryszarda Ziarno trwał prawie trzy miesiące. Ich prywatną działkę, którą wystawili na sprzedaż, zajęli squatersi. Grupa młodych osób wprowadziła się do niezamieszkanego wcześniej budynku gospodarczego, który wybudował ojciec pani Janiny. Zabarykadowali się w nim, w okna wstawili kraty, a drzwi obili śrubami. Twierdzili, że weszli w ten sposób w stan posiadania, a wszelka próba ich usunięcia była ich zdaniem zaburzaniem miru domowego.

Kwas masłowy

Po emisji naszych reportaży do pani Janiny zgłosiło się wiele osób, które doradzały jej użycie kwasu masłowego – nieszkodliwej, ale cuchnącej substancji, która po rozlaniu na długo pozostawia trudny do zniesienia zapach.

– Byłam tak zdeterminowana, że aż dostałam szczękościsku na samą myśl, że nic się w tej sprawie nie dzieje i będzie to trwało dwa lata, aż sądy się tym zajmą. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce – opowiada pani Janina. I dodaje: – Wyczekałam moment, kiedy byli na zewnątrz, weszłam tam, zamknęłam się i wylałam ten kwas. Oni mnie spryskali gazem i wyprowadzili. Na drugi dzień już nikogo tam nie było.

Efekty brawurowej akcji pani Janiny skutecznie zniechęciły squatersów do dalszego przebywania na jej działce. Na teren wjechał ciężki sprzęt, który zburzył nienadający się wcześniej do zamieszkania budynek.

– Żal mi było burzyć, bo z sentymentem wracam do czasów, kiedy mój tata to budował, ale zmusili mnie do tego. Grozili, że się wprowadzą z powrotem. Na koniec jeszcze powiedzieli, że namioty postawią i zostaną tu – dodaje pani Janina.

Usunięcie zalegających, pozostawionych przez squatersów śmieci, może kosztować panią Janinę nawet kilka tysięcy złotych.

– Jestem spokojna, że tu nie siedzą. Myślę, że to nie są głupi ludzie, to mądra młodzież, ale nie rozumiem, czym się kierowali. Może chcieli przeżyć przygodę – zastanawia się pani Ziarno.

Jest ich więcej

Squat na działce państwa Ziarno to nie jedyne takie miejsce we Wrocławiu. Przed wejściem na ich prywatną działkę, anarchiści przez kilka miesięcy zajmowali opuszczoną miejską kamienicę przy ul. Szczytnickiej. Nazwali to miejsce „squat pandemia”.

– Squatersi deklarowali, że chcą tam stworzyć dom kultury. Zachowywali się w sposób agresywny, twierdzili, że zakłócamy ich mir domowy i nie możemy tam wejść – opowiada Katarzyna Galewska, rzeczniczka spółki Wrocławskie Mieszkania.

Jak w tym wypadku wyglądały próby wejścia do środka?

– Przy kolejnej próbie wejścia, poprosiliśmy o asystę policję i straż miejską. Kiedy chcieliśmy wejść do budynku, użyli gazu łzawiącego, rzucali w nas z balkonu butelkami – dodaje Galewska.

Ten squat przestał istnieć po sprzedaży miejskiej kamienicy. Nowy właściciel – deweloper, dogadał się ze squatersami. Nie wiadomo, jakiego użył argumentu, ale opuścili budynek.

Najdłużej, bo już prawie dwa lata, działa we Wrocławiu squat Hulaj Pole, gdzie prawdopodobnie przeprowadzili się młodzi ludzie, którzy wcześniej mieszkali na działce Janiny i Ryszarda.

– Cały teren jest zagrodzony. Został odpowiednio zabezpieczony po całkowitym wykwaterowaniu. Były oznaczenia typu: budynek do rozbiórki. Wszystko zostało pozdejmowane. Oni tam weszli i powiedzieli, że go nie opuszczą – mówi przedstawicielka spółki Wrocławskie Mieszkania.