Pociął psa, ranę zszył sznurówką. Kotu złamał miednicę

Rozciął nożem udo psa, a potem zszył ranę sznurówką, następnie zwłoki zwierzęcia wyrzucił na śmietnik. Prokuratura postawiła 19-letniemu Patrykowi M. zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem. To nie jedyne zwierzę, które miał skrzywdzić.

W marcu Patryk M. włamał się do mieszkania swojej koleżanki. Zniszczył meble, pastwił się nad jej psem Juniorem. Zwierzę musiało nieprawdopodobnie cierpieć.

Pies był katowany. Finałem było jego uduszenie. Choć mamy nadzieję, że udusił go zanim pociął nożem i zszył sznurówką

mówi Hubert Dobrzański z Fundacji „Pso-TY i Koty”.

– Patryk musiał gonić psa po mieszkaniu, bo te jest w kompletnej ruinie. Wyrwana została nawet wanna. Wydaje mi się, że ten pies walczył o życie. Wszędzie była krew, na wszystkich meblach – mówi Paulina Dobrzańska-Kolbarczyk z Fundacji Pso-TY i Koty”.

Kiedy doszło do tych wydarzeń koleżanka Patryka była na zakupach.
– Patryk przyszedł do mnie i powiedział: „Coś jest z twoim psem. Pukałem do ciebie, Junior w ogóle nie szczekał”. Dobry z niego aktor. Potem wpuściłam policje i techników do domu. Znaleźli nóż i ścierkę we krwi. On udawał, że to nie jego sprawka.

Zszyty sznurowadłem pies został wyrzucony na śmietnik.

Chłopak pochodzi z rozbitej rodziny z problemem alkoholowym, nie akceptował ojczyma. Już, jako czternastolatek sprawiał kłopoty wychowawcze, zastraszał uczniów, opuszczał lekcje, rodzina znalazła się pod opieką kuratora sądowego.

Mimo, że Patryk jest w areszcie, matka nadal go broni.
– Wiem, że on tego nie zrobił. A jakby to zrobił, to znaczy, że był pod wpływem jakiś środków. Ktoś musiał mu coś dać.

– Ten młody człowiek był już wcześniej notowany. Chodzi o posiadanie narkotyków, zdarzały się również ucieczki z domu. Trzy razy przewijał się w materiałach procesowych, jako osoba, która dopuściła się gróźb karalnych – mówi podkom. Anna Gembal z Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie.

Patryk nie stosował się do zaleceń kuratora. Zażywał narkotyki. Jako szesnastolatek związał się ze starszą o rok koleżanką ze szkoły i wkrótce został ojcem.
– Był agresywny. Obawiałam się go. Któregoś razu poszedł do kuchni i zaczął nawalać w szafki. Szafki się rozwalały, a talerze leciały i tłukły się. Myślę, że bierze narkotyki, jak byliśmy razem to zażywał dopalacze. Palił i nikt o tym nie wiedział oprócz mnie i znajomych – mówi Dominika Rzadkowolska, była partnerka Patryka.

Patryk nie chciał dziecka.
– Pisał, że to nie jest jego dziecko, że się „do tego bachora nie przyznaje”. Mówił, że mnie zabije, jak przyjadę z brzuchem ciążowym, że naśle na mnie znajomych, że oni też mu pomogą – mówi Rzadkowolska.

Niedługo przed całym zdarzeniem, Patryk znajdował się w trudnej sytuacji życiowej. Nie miał pracy, kontaktu z rodziną. Pomoc zaproponowała mu matka jego przyjaciółki Viktorii.
– Jak go poznałam, to miał wynajęty pokój. Ale go wyrzucili, bo nie płacił. Z mamą stwierdziliśmy w święta, że go przygarniemy, żeby sam nie spędzał świąt. I tak został u nas, bo chcieliśmy mu pomóc – mówi Viktoria.

– Była Wigilia, zrobiło mi się go szkoda i tak go przygarnęliśmy. Później dowiedziałam się, że został wyrzucony z domu jak miał 15 lat. Opowiedział o swoim życiu i mi się go szkoda zrobiło. Prace mu znaleźliśmy, nakarmiłam go, a on tak nam się odwdzięczył – wytyka Agnieszka Bagińska, matka Viktorii, która współpracuje z Fundacją „Pso-TY i Koty”.

Od kiedy Patryk zamieszkał w rodzinie pani Agnieszki, zaczęły się niepokojące problemy ze zdrowiem jej kotów.

– Kot Stefan, który już nie żyje, miał niby nieszczęśliwy wypadek. Miał pękniętą podstawę czaszki i złamaną szczękę – mówi Bagińska.

– Rzekomo żelazko na niego spadło. Jak zostawał sam w domu, to zawsze coś się działo – dodaje Viktoria.

Drugi kot Bagińskiej przechodzi długą rehabilitację.
– Pojechałam z nią na prześwietlenie, po tym jak spostrzegłam, że nie staje na łapki. Po rentgenie okazało się, że ma pękniętą miednicę. Wtedy wiedziałam już na 100 procent, że sama sobie nie mogła tego zrobić – mówi Bagińska i dodaje, że wówczas wyrzuciła Patryka.

– Mamy do czynienia z okrucieństwem. To nie jest agresja. To są celowe działania mające wywołać cierpienie i ból u ofiary. Jest to rodzaj zemsty, która tej osobie do jakiś celów była potrzebna – mówi psychiatra dr Jerzy Pobocha.

– Kocica Jadzia została połamana 19 lutego. Junior został zabity 19 marca. Stefan zginął 7 stycznia. Co miesiąc coś się działo i dalej by zabijał. Później zabijałby ludzi. Groził również mojej córce, że ktoś ją zabije. Córka nie chodziła przez tydzień do szkoły – przywołuje Bagińska.

Nastolatka, która straciła psa Juniora, nie ma gdzie mieszkać. Jej mama jest w szpitalu. Dziewczynę przygarnęła do siebie jej ciotka. W trudnej sytuacji życiowej i remoncie mieszkania, szesnastolatce pomaga także Fundacja „Pso-TY i Koty”. Osoby, które chcą pomóc szczegóły znajdą TUTAJ.

Ten materiał powstał po zgłoszeniu go na #tematdlauwagi.

Użyj hashtaga #tematdlauwagi w mediach społecznościowych, jeśli chcesz nas zainteresować jakąś sprawą. Wystarczy, że dodasz go w publicznym poście lub komentarzu pod istniejącym już wpisem. Monitorujemy sieć, by szybko reagować na Wasze zgłoszenia.