Opieka czy walka o majątek? “Przedstawiły się jako rehabilitantki i weszły do niej”

Pani Barbara jest schorowaną 80-latką. Niespodziewanie w jej życiu pojawiły się osoby, które zaoferowały pomoc i wprowadziły się do jej mieszkania. Zamiast z empatią, kobieta miała się spotkać z chciwością i agresją.

Pani Barbara jest samotną emerytką. W lutym tego roku staruszka w niejasnych okolicznościach trafiła do szpitala. Wydarzenie miała poprzedzić awantura, związana z naciskami na przepisanie majątku.

– W mieszkaniu pani Barbary zadomowiły się dwie panie, pseudo rehabilitantki, które zaczęły ją ograbiać – mówi Paweł Zych.

Mężczyzna od ponad dwudziestu lat przyjaźni się z panią Barbarą oraz pomaga emerytce w robieniu zakupów i dokarmianiu bezpańskich zwierząt.

– Znam ją od 2000 roku. Ona była znaną karmicielką zwierząt. Co prosiła, to do niej przyjeżdżałem, jeździliśmy na Pragę, żeby karmić koty – mówi mężczyzna.

Gdy opiekunki zamieszkały razem z panią Barbarą, kobieta miała żalić się znajomym, że podawano jej zbyt dużo leków oraz nakłaniano do przepisania mieszkania. Kobiety miały także dostęp do finansów emerytki.

– One nie wtargnęły tam, tylko podstępem przedstawiły się jako opiekunki starszych osób – rehabilitantki. Ona była po operacji biodra, bo się połamała, więc uznała, że złapała pana Boga za nogi – mówi Ewa Krasuska, przyjaciółka pani Barbary.

Kim są kobiety, które wprowadziły się do mieszkania pani Barbary oraz przebywają w nim podczas nieobecności staruszki?

– Stopniowo pokazywały swoje pazury. Do dwóch kobiet, które tam zamieszkały, dołączył mężczyzna. Robili tam libacje. Zaczęli źle się zachowywać w stosunku do niej. A ona błagała o pomoc – mówi pani Ewa.

Osoby, które zajęły mieszkanie pani Barbary, pojawiają się w nim obecnie rzadko. Z jedną z opiekunek udało się jednak porozmawiać telefonicznie. 

– U pani Basi jest w tej chwili sprzątnięte. Musiałam gotować obiady w nocy, bo ona uwielbia moją kuchnię – oświadczyła kobieta.
Reporterka zapytała, kto ma klucze od mieszkania pani Barbary.

– Ja mam i pani Basia ma. Jak ją zabrała karetka, to byłam w pracy. (…) Moja opieka była bardzo dobra. Wszyscy to podziwiali – zapewnia. I dodaje: – Mieszkam u niej, bo mam takie pozwolenie od pani Barbary. Nie mam nic do ukrycia, nie czuję się winna.

Opiekunowie pozostający w najbliższym otoczeniu pani Barbary oskarżają się nawzajem – głównie o sprawy związane z majątkiem staruszki.

– Ukradły pani Basi bardzo dużo pieniędzy. Przyjeżdżałem codziennie, ona raz miała 4 tys. zł, potem 3 tys. zł, potem 2,5 tys. zł. Codziennie ubywało jej pieniędzy, a ona nigdzie nie wychodziła. One powiedziały, że to na jedzenie – mówi Paweł Zych.

MOPS

Po złamaniu biodra pani Barbara była objęta wsparciem opiekunek środowiskowych. To one zaalarmowały urzędników o niepokojących sytuacjach, do jakich dochodziło w mieszkaniu kobiety.

– Opiekunka zwróciła uwagę na ilość osób, znajomych pani Basi, którzy mieli zajmować się panią Basią, świadczyć jej usługi, pomagać w robieniu zakupów. Okoliczności pomocy, deklarowania tej pomocy, były dla nas bardzo niepokojące – tłumaczy Anna Brzezińska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej dzielnicy Praga-Południe m. st. Warszawy.

W trakcie realizacji reportażu odkryliśmy zaskakujące fakty. Okazało się, że mieszkanie pani Barbary zostało przekazane mężczyźnie, który zaalarmował redakcję o próbie wyłudzenia majątku przez rehabilitantki. Mężczyzna nie przyznał się także, że zgodnie z testamentem, powinien opiekować się panią Barbarą.

– Ta osoba miała wtedy obowiązek służebności osobistej, czyli powinna zajmować się panią Basią codziennie. A pani Basia skarżyła się, że nie jest zaopiekowana, że ta pomoc nie jest realizowana. Pani Basia oświadczyła również, że żałuje swojej decyzji, a ponieważ nie miała aktu notarialnego w mieszkaniu, to też nie mogliśmy pani Basi w tym zakresie pomóc. Dlatego postanowiliśmy skorzystać z możliwości prawnych, powiadamiając policję i prokuraturę – mówi Anna Brzezińska.

– Pani Basia miała opiekę. Jak była w domu, to po półtorej godziny prowadziliśmy normalne rozmowy. Była zadowolona. Jak miałem wolny dzień, to za każdym razem przyjeżdżałem do pani Barbary. Nie mam sobie nic do zarzucenia – stwierdza Paweł Zych.

– Dalej zamierzam się nią opiekować – deklaruje mężczyzna.

– Jeżeli chodzi o osoby starsze, samotne, to bardzo mocno zwracamy uwagę na to, żeby zabezpieczyć interes tych osób, żeby nie były narażone na wykorzystywanie – tłumaczy Brzezińska.