Olgierd Geblewicz został przewodniczącym komisji ARLEM w Komitecie Regionów

Europejskie miasta mogą pomóc budować demokrację lokalną w krajach ościennych – uważa Olgierd Geblewicz, marszałek woj. zachodniopomorskiego.

Geblewicz został przewodniczącym Komisji ds. Zrównoważonego Rozwoju Terytorialnego inicjatywy ARLEM (Eurośródziemnomorskiego Zgromadzenia Samorządów Regionalnych i Lokalnych).  ARLEM to wspólny projekt Komitetu Regionów UE oraz przedstawicieli lokalnych władz krajów basenu Morza Śródziemnego sąsiadujących z UE m.in. Libii.

Serwis Samorządowy PAP: będzie pan przewodził pracom jednej z komisji ARLEM, powołanego przez Komitet Regionów. Czym się ta komisja zajmuje?

Olgierd Geblewicz, marszałek woj. zachodniopomorskiego: Komisja ds. Zrównoważonego Rozwoju Terytorialnego ma pomagać krajom śródziemnomorskim Europejskiej Polityki Sąsiedztwa, czyli krajom sąsiadującym z UE od południa, takim jak Libia. Od kilku lat jednym z ważniejszych tematów, którymi zajmuje się komisja, jest problem migracji.

Bez budowy stabilnego otoczenia gospodarczego i politycznego, bez podnoszenia jakości życia w krajach ościennych, presja migracyjna nie ustanie. Ona będzie powstrzymywana bardziej profesjonalną ochroną granic, do tego zmierza polityka europejska, ale póki nie dojdzie do wyrównywania poziomu życia, ta presja będzie obecna. Jest to na pewno gigantyczne wyzwanie. Zresztą Polacy również taką presję wywierali. Fale migracji z Polski, choć przy obecności wątku politycznego, zwykle nosiły znamiona migracji ekonomicznych.

W czym mogą pomagać europejskie samorządy swoim odpowiednikom w Afryce?

Mówimy o potrzebach, które nie tracą na aktualności, mimo upływu czasu, jak polepszanie stanu infrastruktury publicznej np. wodociągowo-kanalizacyjnej. Unia Europejska przeznacza określone pieniądze na wsparcie rozwojowe w ramach polityki sąsiedztwa, nasi partnerzy mają więc możliwość zdobywania funduszy unijnych. Na pewno jest to łatwiejsze w partnerstwie z krajami UE.

Wiele miast europejskich w ramach działalności charytatywnej przekazuje też środki finansowe i sprzęt. Kiedy Polska rozpoczynała proces zmiany ustrojowej, również przyjmowaliśmy w darach karetki pogotowia, wozy strażackie i wyposażenie szpitali od Niemców czy Duńczyków.

Komisja ARLEM-u zajmuje się stymulowaniem tego typu działalności. Różnica cywilizacyjna z krajami ościennymi, o których rozmawiamy, jest gigantyczna. Część z tych państw, wśród nich np. Libia, stara się stworzyć zręby nowoczesnego – w miarę możliwości – demokratycznego kraju. Musi więc zdobywać doświadczenie w zakresie budowy demokracji lokalnej, zarządzania miastami.

Czy polskim samorządom nie jest jednak bliżej do krajów Partnerstwa Wschodniego?

Oczywiście. Właśnie z  inicjatywy polskich członków w Komitecie Regionów UE powstał CORLEAP, który zajmuje się Partnerstwem Wschodnim. Chcieliśmy włączyć pozostałe unijne kraje w tę tematykę, żeby obchodziło to wszystkich w UE, aby mieli poczucie, że jeśli Europa jest wspólna, to wspólne są też problemy.

Kiedy wybuchł konflikt na Ukrainie i gdy Rosjanie zajmowali Krym, rozmawiałem z wieloma europejskimi samorządowcami, chociażby z Portugalii. Pamiętam, że niezbyt ich to emocjonowało, była to dla nich daleka „egzotyka”. Kiedy my mocno zaangażowaliśmy się w proces nakładania sankcji na Rosję, Włosi, którzy dzisiaj głoszą konieczność solidarności w ramach pomocy uchodźcom, wówczas nie byli nią zainteresowani. Właśnie dlatego jest tak ważne, żeby ostatecznie dojść do wniosku, że problemy mamy wspólne.

Myślę, że moja nominacja ma też służyć wykorzystywaniu potencjału, doświadczenia polskich samorządów, przecież duża część z nas ten samorząd budowała od zera.

Jakie wsparcie oferuje UE krajom Afryki?

Funduszy w ramach partnerstwa jest kilka. Z jednej strony fundusze inwestycyjne na poprawę infrastruktury, ale są również granty na tworzenie rządów prawa, wdrażania lepszej administracji. Oprócz tego, co jest w budżecie unijnym, bo to nie są gigantyczne kwoty, państwa członkowskie przeznaczają określone kwoty na unormowanie sytuacji, aby przeciwdziałać migracji.

Jeżeli chcemy stabilizować sytuację polityczną, przy założeniu, że w mniejszym lub większym stopniu się to uda, następnym krokiem musi być poszukiwanie szans na współpracę gospodarczą.

Czy to jest w stanie się udać przy tak niewielkich nakładach? Według analiz KE w Afryce potrzebnych będzie sześciokrotnie więcej nowych miejsc pracy niż obecnie.

Możemy spodziewać się silnej presji, przynajmniej ze stronu części państw UE, żeby zwiększać budżet polityki sąsiedztwa, chociażby na odbudowę infrastruktury sąsiednich krajów, żeby jeszcze bardziej przeciwdziałać falom migracji.

Pamiętajmy jednak, że ARLEM zajmuje się tylko pewnym wycinkiem, krajami, które są objęte polityką sąsiedztwa, w Afryce to jest raptem pięć państw, a wiec to ułamek ludności Afryki.

Problem kontynentu afrykańskiego wykracza daleko poza kompetencje Komitetu Regionów, nie radzi sobie tutaj nawet ONZ. Afryka to nie jest wyzwanie dotyczące tylko Europy, ale całego świata.

Czy nie sądzi pan jednak, że poza Europą świat jest mniej zainteresowany Afryką, bo bezpośrednio z nią nie sąsiaduje?

W latach 80. Afryka świata też nie obchodziła i duża część kontynentu umarła na nową chorobę, która się wówczas pojawiła, tą chorobą było AIDS. Nagle populacja Afryki skurczyła się dramatycznie, ale wraz z nią wirus HIV rozprzestrzenił się po całym świecie. Nie mówimy o wymiarze czysto ekonomicznym, trzeba patrzeć na to też przez pryzmat humanitarny.

Jestem realistą, nie wydaje mi się, żeby ktoś był w stanie te „afrykańskie puzzle” poskładać. Mamy do czynienia z bezradnością Zachodu. W efekcie Arabskiej Wiosny Ludów, którą wspierał cywilizowany świat, jednego tyrana, który został obalony, zastępował inny.

Można powiedzieć, „skoro tak jest, nie róbmy nic”, ale gdyby nic nie robić, chociażby w kontekście rozmów z Turcją, to dalej napływ uchodźców byłby gigantyczny. Musimy myśleć, w jaki sposób działać punktowo.

Pomijając problem całej Afryki, pamiętajmy, że próba stabilizacji sytuacji w krajach, które są naszymi sąsiadami, w Libii, Egipcie i Tunezji, spowoduje, że gangi przemytników nie będą tak swobodnie działać. Przecież ludzie stamtąd emigrują, bo ktoś im obiecuje raj, jakim jest Europa. Robią to organizacje mafijne, których te państwa nie są w stanie kontrolować, bo są zbyt mocno zajęte same sobą. Widzimy więc, że współpraca na wielu płaszczyznach jest po prostu niezbędna w naszym wspólnym, dobrze pojętym interesie.

Czy Europie uda się ustabilizować sytuację w Afryce?

Trudno być optymistą, patrząc na ogólną sytuację polityczną w Afryce, jest to kontynent trudny, nieprzewidywalny.