Atrakcje Mszczonowa
Do niedawna położony 40 kilometrów od Warszawy Mszczonów cieszył się opinią malowniczego obszaru z bogatą przyrodą oraz atrakcjami turystycznymi, takimi jak termy, największy park wodny czy najgłębszy basen w Polsce.
Dziś jednak mieszkańcy Mszczonowa oraz sąsiednich gmin boją się, że to się zmieni. Jak sami mówią – “mamy uzdrowisko, a będziemy mieli śmieciowisko”. Na tych terenach powstać ma dziewięć zakładów utylizujących odpady różnego typu, od budowlanych po spożywcze.
– Zaczyna się od kilku inwestycji, a skończyć może się na kilkunastu, wtedy staniemy się największym zagłębiem śmieciowym w Polsce – mówi jedna z mieszkanek. Dlatego część mieszkańców Mszczonowa i okolic powołało stowarzyszenie „Stop! Zagłębie Śmieciowe”, po to, żeby walczyć z tymi planami. – Chodzi o dziesiątki, jak nie setki tysięcy, ton odpadów rocznie, które nie dość, że będą składowane i przerabiane, to przetoczy się to jeszcze po naszych drogach – słyszymy od mieszkańców.
Burmistrz Mszczonowa twierdzi, że protestujący nie mają pojęcia, o czym mówią, a także o tym, że będzie to bezpieczna i nieuciążliwa dla mieszkańców i przyrody działalność. – Jestem w stanie zapewnić mieszkańców, że żadnej uciążliwej działalności, jakiejkolwiek dla kogokolwiek, nie będzie – stwierdza Józef Kurek.
Nikt nie informował mieszkańców o wysypiskach?
O tym, że aż dziewięć firm uzyskało pozwolenie na budowę zakładów przetwarzania i unieszkodliwiania odpadów, w tym niebezpiecznych, mieszkańcy dowiedzieli się dwa lata temu.
Pani Barbara mieszka na osiedlu położonym niedaleko od planowanych inwestycji i jest oburzona, że, jak mówi – nikt z rady miasta nie ostrzegał mieszkańców o tych planach.
– To smutne, że ci ludzie nie informowali mieszkańców, swoich wyborców, o tym, że coś takiego ma tutaj powstać. Być może wtedy wnikliwiej śledzilibyśmy BIP gminy Mszczonów i obserwowalibyśmy, jak rozwijają się te inwestycje – mówi Barbara Korpus.
Inna nasza rozmówczyni – pani Magdalena, również nie ukrywa swojego oburzenia i strachu. – To dla mnie szok. Nie wyobrażałam sobie sytuacji takiej, że w mieście, w którym żyję od urodzenia, które jest dla mnie rodzinnym domem, będę żyć w smrodzie i zagrożeniu – mówi Magdalena Jędral.
Strach niektórych mieszkańców Mszczonowa i okolic sprawił, że powołali stowarzyszenie mające na celu wstrzymanie budowy tych zakładów. Przez ostatni czas, protestowali i organizowali spotkania z władzami oraz przedsiębiorcami.
Walczą o powstrzymanie inwestycji śmieciowych
Stowarzyszenie zaczęło prawnie walczyć o wstrzymanie – jak mówią – inwestycji śmieciowych. Do dziś udało się im wstrzymać wydanie decyzji środowiskowej dla jednej z firm, ale dwa inne przedsiębiorstwa już działają, a reszta dalej prowadzi prace przygotowawcze.
– Zostaliśmy pominięci we wszystkich planach. Jak dowiedziałem się o inwestycjach, które mają być realizowane, chciałem w BIP-ie poczytać, jakie decyzje były już wydane, to okazało się, że nawet mając nazwę decyzji, nie byłem w stanie odnaleźć dokumentów – mówi Tomasz Doszla, mieszkaniec Bud Mszczonowskich.
Protestujący mieszkańcy chcieliby dowiedzieć się dlaczego regionalne instytucje, mające chronić środowisko, a także burmistrz, wydali pozwolenia dla poszczególnych firm, chcących budować te zakłady, a nie wzięli pod uwagę skumulowanego oddziaływania na środowisko wszystkich firm razem. Zdaniem mieszkańców i ich adwokata, zrobiono to dlatego, żeby łatwiej uzyskać “zielone światło” na inwestycje.
– Jeżeli budujemy elektrownię, która składa się z 10 bloków i ma 10 kominów i wpiszemy emisję zanieczyszczeń 10 kominów, to może być tej emisji tak dużo, że nie będzie możliwe jej wybudowanie, bo będzie to zbyt duże zagrożenie dla ludzi czy środowiska. Natomiast jeżeli założymy 10 spółek i każda będzie udawać, że chce zbudować jedną dziesiątą elektrowni, taką z jednym blokiem i kominem, to możemy złożyć wniosek o 10 decyzji na jeden komin i może emisja z jednego komina będzie dopuszczalna. Natomiast, z perspektywy ochrony środowiska liczy się realne oddziaływanie na środowisko, a mniej istotne jest to, że daną decyzję uzyskała spółka „X” czy „Y” – tłumaczy adwokat dr Radosław Maruszkin.
Jak sprawę tłumaczy burmistrz?
Niezadowolenie części mieszkańców skupia się na Józefie Kurku – burmistrzu Mszczonowa od 35 lat, bo to on ostatecznie podpisuje decyzję środowiskową, czyli zgodę na lokalizację i działalność tych przedsiębiorstw. – To nie jest dobra czy zła wola burmistrza, który tego chce lub nie chce. Jeśli firma złożyła dokumenty, ma tytuł własności terenu, spełniła kryteria i wymagania sanepidu, Wód Polskich i RDOŚ, to ja muszę taką decyzję wydać – twierdzi Józef Kurek. – To nie są mieszkańcy gminy, to protestanci. Nie wszystkim wszystko musi odpowiadać – dodaje burmistrz.
Zapytana przez nas o to Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska twierdzi z kolei, że decyzja ich ekspertów nie jest dla burmistrza wiążąca. Poza tym, broni swojej decyzji o przyznaniu indywidualnych pozwoleń na działalność zainteresowanym firmom.
– Gdyby oni [protestujący mieszkańcy – red.] mieli rację, cokolwiek, to rozumiem to, przychyliłbym się. Tu nie ma żadnych obaw. Problemem leży w edukacji ludzi, którzy nie mają pojęcia o ekologii i przepisach o ochronie środowiska, jakby mieli wiedzę, to by nie prostowali – stwierdza burmistrz.
Zdaniem niektórych protestujących mieszkańców, burmistrz Mszczonowa jest bardzo wpływową osobą, która nie uznaje – jak mówią – sprzeciwu. – Nasza stowarzyszenie było już celem kontroli. Mieliśmy kontrolę ze strony starostwa i kontrolę z urzędu skarbowego dotyczącą naszych zrzutek i finansowania pomocy prawnej – mówi Dominika Bychawska, mieszkanka Radziejowic. – To ma być efekt mrożący. Będziecie się wychylać, to będziemy was kontrolować – dodaje jedna z mieszkanek gminy.
– Ludzie się boją. Kiedy próbowaliśmy wieszać nasze plakaty informujące o działalności stowarzyszenia, to wiele osób odmówiło powieszenia plakatu, mówiąc, że się obawiają kontroli czy nieprzyjemnych sytuacji – mówi pani Barbara. – Głowa miasta, czyli pan burmistrz Kurek, ma szeroko rozciągnięte ręce, i wiem, że może wielu osobom zaszkodzić. Małe sklepiki czy przedsiębiorstwa wolą się nie wychylać, bo się po prostu boją. Boją się, że burmistrz będzie robił im pod górkę, że będzie nasyłał chociażby kontrolę skarbową – mówi pani Magdalena.
– Nie wchodzę w żaden konflikt, te osoby z gminy Mszczonów, które żyją tym konfliktem, to one od wielu lat plują na mnie ile wlezie – stwierdza burmistrz.
– Jesteśmy zdeterminowani, by kontynuować walkę prawną. Będziemy robić wszystko, by wstrzymywać kolejne postępowania – deklaruje pani Dominika. – Na pewno się nie poddamy i nie damy się zastraszyć, tak jak są zastraszeni mieszkańcy Mszczonowa. Z kim bym nie rozmawiał, to słyszę, że to i tak nic nie da i co ma być, to będzie – kwituje jeden z mieszkańców.
Nie chcą w gminie „zagłębia śmieciowego”. „Nikt nie brał naszego głosu pod uwagę”
Mieszkańcy Mszczonowa i okolic mają mieć po sąsiedzku dziewięć zakładów zajmujących się odpadami. Nie zgadzają się na to i jak mówią, o wszystkim dowiedzieli się późno i przez przypadek.