Mija 10 lat od śmierci Madzi z Sosnowca. “Na początku matce uwierzyli wszyscy”

Katarzyna W. najpierw twierdziła, że jej dziecko uprowadzono, później, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Po 10 latach wracamy do sprawy i sprawdzamy, jak tragedia z Sosnowca wpłynęła na życie rodziny małej Madzi.

Zaginęło dziecko

Dziesięć lat temu opinię publiczną poruszyła sprawa zaginięcia małej Madzi z Sosnowca. Początkowo wszyscy wierzyli, że dziewczynka odnajdzie się cała i zdrowa.

– Na początku uwierzyli jej [Katarzynie W. – red.] wszyscy. Była autentyczna, przerażona, pełna emocji. Człowiek patrząc w jej oczy wierzył, że ona cierpi z powodu utraty dziecka – opowiada Tomasz Lusawa, dziennikarz Uwagi!, który od początku zajmował się sprawą i przez tydzień pomagał rodzicom Madzi w poszukiwaniach.

Finał poszukiwań okazał się tragiczny.

– Ludzie płakali, nie mogli uwierzyć w to, że to dziecko zostało brutalnie zamordowane – dodaje Lusawa.

Oszukani poczuli się wszyscy, którzy przez ponad tydzień wierzyli, że mała Madzia żyje. Po tym jak Katarzyna W. przyznała się do oszustwa, rozpoczął się trwający kilka miesięcy spektakl medialny, w którym Katarzyna odgrywała główną rolę, zmieniając swój wizerunek, fryzury, a ostatecznie pozując do tabloidów.

Biegli sądowi z zakresu medycyny sądowej wydali opinię. Ich zdaniem przyczyną śmierci było nagłe uduszenie. Sąd skazał 22-letnią wówczas Katarzynę za zabójstwo. Kobieta przebywa w więzieniu, gdzie odsiaduje karę 25 lat pozbawienia wolności.

– Widzę się z córką raz na miesiąc, częściej rozmawiamy telefonicznie. Mówimy o wszystkim, ale tematu sprzed dziesięciu lat nie poruszamy. Ona wszystko powiedziała mi, jeszcze jak była na wolności. Myślę, że to wystarczy. Wierzę jej w pełni, że ona tego nie zrobiła – stwierdza Jan Witkowski, ojciec Katarzyny W.

Katarzyna W. nigdy nie przyznała się do zabójstwa własnej córki.

Rodzinna trauma

Śmierć małej Madzi jest do dziś traumą dla jej bliskich. Z jednej strony rodziny spotkały się ze współczuciem, z drugiej z nieuzasadnionymi oskarżeniami. Ojciec małej Madzi oraz jego rodzice musieli wyjechać z Sosnowca. Zamieszkali w Wielkiej Brytanii, gdzie na nowo układają sobie życie. Nie mają kontaktu ze swoimi przyjaciółmi i znajomymi sprzed 10 lat.

– Kasia na początku nie chciała dziecka, ale z czasem pogodziła się z tą myślą. Podkreślała, że jakoś się ułoży. Przede wszystkim narzekała na słabnący związek z Bartkiem. Chciała być blisko niego cały czas, i bolało ją, że on tak dużo pracuje – opowiada Kesja Klekotko, jedna z najbliższych przyjaciółek Katarzyny, która o wydarzeniach sprzed 10 lat zdecydowała się opowiedzieć po raz pierwszy.

– To wciąż budzi we mnie wielkie emocje. Jak rozdrapywanie ran, które się nie zagoiły do końca. Zostałam z tym na długie lata sama. W mojej głowie Kasia, jako mój przyjaciel umarła. Nie umiem jej wybaczyć. Nie wiem jak można takie piękne dziecko zamordować. To, co działo się potem umocniło mnie w przekonaniu, że nie znam tak naprawdę tej osoby – dodaje Klekotko.

Katarzyna W. za 10 lat będzie mogła się ubiegać o warunkowe zwolnienie z więzienia.

– Chyba nikt nie jest w stanie odnaleźć się w realiach więziennych. Kasia żyje tam, bo nie ma wyboru. To moje dziecko, niezależnie od tego, co mówią ludzie – kończy Jan Witkowski.