„Mieszkamy na tykającej bombie”. Mieszkańcy bloku błagają o pomoc

Pijackie awantury, pobicia i podpalenia na klatkach schodowych to codzienność, z którą muszą zmagać się mieszkańcy jednego z bloków w Nowej Rudzie. Ich apel o pomoc trafił do nas przez #tematdlauwagi.

W bloku socjalnym przy ul. Zaułek w Nowej Rudzie mieszka około 150 osób. Ciemne podwórko przyciąga awanturującą się, pijaną młodzież z całego miasta. Nocne libacje często kończą się podpaleniami w budynku.

Żyjemy na tykającej bombie. To nie pierwszy raz, jak ktoś tu wywołuje pożar. Następnym razem wylecimy w powietrze. Boje się o bezpieczeństwo swoje i sąsiadów. Chcę uciec z tego piekła – to treść apelu, jaki w mediach społecznościowych opublikowała pani Justyna Kozłowska.

Drzwi na klatach otwarte są przez cały dzień i noc. Może tam wejść każdy. Zdaniem mieszkańców, to główna przyczyna zniszczeń i pożarów. – To jest tragedia. Czasem wieczorem strach jest wyjść z domu. W naszym bloku można wszystko. Można tu pić, palić, można pluć, czy się wysikać. Nikt nic z tym nie robi. Policja wie o tym, co się tutaj dzieje – komentuje Joanna Małnowicz, lokatorka.

Tylko w ciągu ostatniego roku straż pożarna interweniowała w bloku kilkanaście razy. Żadnego podpalacza dotychczas nie złapano. Źródłem ognia są najczęściej pozostawione na korytarzach meble i rzeczy osobiste. Bywało, że pożary wybuchały kilka razy dziennie.

– Nasz blok jest w mieście znany z najgorszej strony. Podpalenia, interwencje policji i straży pożarnej. Wstydzę się tutaj zapraszać znajomych. Boję się, że kiedyś wylecimy w powietrze – niepokoi się pani Justyna.

Ostatni pożar dla kilku mieszkańców mógł skończyć się tragicznie. – Zostałem podtruty dymem. Gdybym wtedy spał, możliwe, że już bym nie wstał – wspomina pan Zbigniew.

Budynkiem zarządza Noworudzkie Towarzystwo Budownictwa Społecznego. Roczne utrzymanie bloku wynosi 140 tysięcy złotych. Na korytarzach powybijane są okna, instalacje są niesprawne, zawory pourywane , a ze ścian sterczą niezabezpieczone kable elektryczne pod napięciem.

– Obowiązkiem zarządcy jest podejmowanie czynności mających na celu utrzymanie budynku w dobrym stanie. Zagrożenia w tym bloku pochodzą od mieszkańców albo od osób postronnych. Nie jestem jednak w stanie tego jednoznacznie stwierdzić – komentuje Marian Zdunek, prezes Noworudzkiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego.

Dotychczasowe działania policji w sprawie bloku w Nowej Rudzie nie były skuteczne. Pijana młodzież jest coraz bardziej agresywna, a wyremontowany kosztem ponad dwóch milionów złotych budynek popada w coraz większą ruinę.

– To blok, w którym mieszka około czterdziestu rodzin. Policja podejmuje działania mające na celu poprawę ich bezpieczeństwa. Dzielnicowy podczas każdej służby rozmawia z mieszkańcami oraz z zarządcą bloku – mówi podinsp. Wioletta Martuszewska z Komendy Powiatowej Policji w Kłodzku. Urzędnicy miejscy zamiast zlikwidować przyczynę licznych zniszczeń, planują w tym roku wydać kolejne 130 tysięcy złotych na remonty.

– Próbujemy poradzić sobie z przyczyną problemu. Policja poszukuje sprawców tych aktów wandalizmu. Być może należy lepiej doświetlić do miejsce. W planach mamy założenie tu monitoringu – mówi Tomasz Kiliński, burmistrz Nowej Rudy.

Po naszej interwencji burmistrz miasta oraz zarządca budynku obiecali zlikwidować przyczynę dewastacji i pożarów. Budynek i plac przed nim mają zostać oświetlone, ma zostać zainstalowany monitoring.

– Żałuję, że przyjęłam to mieszkanie. Gdybym wiedziała, co się tu dzieje, to wolałabym wylądować w domu samotnej matki lub wynajmować nawet 10-metrową kawalerkę. Za to byłabym bezpieczna, a tutaj człowiek za każdym razem na równe nogi wstaje, bo sądzi, że to znowu straż pożarna przyjechała – przyznaje Pani Justyna, mieszkanka bloku.