Gang nastolatków w Piszu. “Czują się bezkarni”

Brutalnie biją swoje ofiary i czują się bezkarni. W Piszu działa grupa nastolatków, którzy z bójek zrobili sobie zabawę.

Pisz to dwudziestotysięczne miasto na Mazurach. W ostatnim czasie doszło tam do trzech groźnych bójek nastolatków.

Andrzej

Ostatnią ofiarą jest 14-letni Andrzej (imię zmienione). Jego rodzice o bójce dowiedzieli się dopiero po pojawieniu się nagrania w sieci.

– W pewnym momencie chciałem ich pozabijać, ale stałbym się takim samym bydlakiem jak oni, a nawet gorszym – mówi pan Adam, ojciec Andrzeja.

– Po tym wszystkim czuję się słabo. Nie mogę się przemęczać, bo kręci mi się w głowie i mnie boli – mówi 14-latek.

– Wcześniej syn miał chęć do wszystkiego, teraz przygasł. Nie może się skoncentrować. Nic mu się nie chce. Zamyka się w pokoju i za dużo z nami nie rozmawia. Próbujemy do niego w jakiś sposób dotrzeć, ale jest naprawdę ciężko – przyznaje pan Adam.

Prowokowanie?

W tym wypadku wszystko zaczęło się od zaczepek w mediach społecznościowych. Jeden z uczniów szkoły podstawowej przez dłuższy czas namawiał Andrzeja do bójki.

– Wyzywał mnie od frajerów, pisał, że się boję – opowiada 14-latek.

– Syn był nękany, wyzywany i prowokowany do bójki. I po prostu tam poszedł – tłumaczy pan Adam.

– Miałem się bić tylko z jednym, a pobili mnie większą ilością osób – mówi Andrzej.

Rzeczywiście, na początku filmu ze zdarzenia widać, że Andrzej bije się z jedną osobą, jednak gdy zaczyna uciekać, sytuacja zmienia się. Kilka osób atakuje chłopaka. Bójka zamienia się w katowanie 14-latka.

– Policjanci ustalili już tożsamość większości osób uczestniczących w tym zdarzeniu. To są osoby nieletnie, które zostały przesłuchane w charakterze świadków oraz nieletnich sprawców czynów karalnych – mówi nadkom. Anna Szypczyńska, oficer prasowy komendanta powiatowego policji w Piszu.

Dotychczas funkcjonariusze przesłuchali 10 osób, ale to nie koniec. Po zgromadzeniu całego materiału dowodowego sprawa zostanie przesłana do sądu rodzinnego, który zdecyduje, co dalej stanie się z napastnikami.

Kim są atakujący nastolatkowie?

Nastolatek, który umawiał się na bójkę z Andrzejem, nazywa się Maksym. Od lat opiekują się nim dziadkowie – matka go porzuciła, a ojciec pracuje za granicą.

Dziadek chłopaka, w rozmowie z reporterem Uwagi!, przyznał, że nie ma na wnuka wpływu. Chłopak nie chciał mu wytłumaczyć, dlaczego doszło do bójki.

– Byłem z nim na policji, ale on nie chce też zeznawać. Nie wiem, co się z nim dzieje. Od listopada nie chodzi do szkoły. Złapał jakiś żuli w mieście, zapoznał się, no i łażą – opowiada. I dodaje: – Nie ma kto go wychowywać, jesteśmy zajęci swoją pracą. Tyle co jeść damy, ubierzemy. Nawet nie wiem, gdzie się udać, żeby coś w tej sprawie zrobić.

Mężczyzna mówi o grupie, która od dłuższego czasu czuje się w Piszu bezkarna.

Kolejnym uczestnikiem bójek jest Fabian. Z nim również nie potrafią sobie poradzić rodzice. Chłopak od lat przebywa w ośrodkach wychowawczych, ale wciąż z nich ucieka. Nie udało się nam z nim skontaktować, bo po raz kolejny uciekł z placówki.

Paweł

Następnym, a w zasadzie głównym, atakującym jest 16-letni Paweł. Pobicie Andrzeja to nie pierwszy jego atak – rok temu nastolatek pobił 15-letniego Jakuba.

– Ten chłopiec złapał mojego syna za głowę i zaczął bić pięściami, łokciem, do momentu aż syn zemdlał – opowiada pani Katarzyna.

– Wkoło stała masa dzieci, która podżegała do tego, żeby to robił. Nagrywali to, śmiali się – dodaje kobieta.

W tym przypadku matka od razu zgłosiła sprawę na policję. W czerwcu zeszłego roku Paweł stanął przed sądem rodzinnym.

– Paweł K. został uznany za winnego tego, że brał udział w tym zdarzeniu, a więc wykazywał objaw demoralizacji. W związku z tym sąd zdecydował się zastosować wobec niego środki wychowawcze w postaci nadzoru kuratora – mówi Olgierd Dąbrowski-Żegalski, rzecznik Sądu Okręgowego w Olsztynie.

– Wstałam na sali rozpraw i powiedziałam, że się z tym nie zgadzam. Pani sędzia zapytała mnie, co bym chciała. Odpowiedziałam, że chciałabym, żeby ten nastolatek poniósł odpowiedzialność. Moje dziecko siedziało w domu dwa miesiące, bo miało stwierdzoną padaczkę pourazową – opowiada pani Katarzyna.

Kobieta powiedziała, że chce, by napastnik trafił do ośrodka szkolno-wychowawczego.

– Pani sędzia odpowiedziała, że sąd dla nieletnich nie karze. I on to usłyszał. Z sądu wychodził z uśmiechem na twarzy – opowiada matka Jakuba.

– Sąd stwierdził, że mamy do czynienia z jednorazowym zdarzeniem, pierwszym w życiu tego młodego człowieka. Opinie, które wpłynęły w związku z tą sprawą, wskazywały, że nadzór kuratora będzie wystarczający, aby zobaczyć, jak ten nieletni się zachowuje – tłumaczy Olgierd Dąbrowski-Żegalski.

Wpisy w mediach społecznościowych jednoznacznie świadczą o tym, że chłopak wyraźnie kpi z wymiaru sprawiedliwości i czuje się bezkarny.

Po pierwszej rozprawie napisał (pisownia oryginalna):

„Ogłoszenie parafialne, idę na ugodę z nim nie mam kuratora i k… już wytrzymać nie mogłem dobrze, ze maskę miałem, bo by widzieli jak się śmiałem cały czas”.

Z kolei przed drugą rozprawą napisał:

„Będzie druga sprawa o te pobicie i najprawdopodobniej jego matka będzie próbować założyć mi dozór kuratora i mają być robione testy na marihuanę a paliłem dziś wiec wychodzi na to że będzie lipa w ch…”

– Jeżeli takie sytuacje mają miejsce, to z pewnością, na odpowiedni sygnał ze strony kuratora czy organów ścigania, sąd będzie reagował – zapewnia Olgierd Dąbrowski-Żegalski.

– Po sprawie jego mama jeszcze chwilę ze mną rozmawiała, a on zaczął się śmiać. Więc ja go pytam: „Czemu tak ci wesoło?”. A on rozkładając ręce, mówi do mnie: „Bo od rana mam dobry humor”. Usłyszał, że sąd dla nieletnich nie karze i nic mu nie zrobi. Jednocześnie dał mu przyzwolenie, bo jeżeli nie ma kary, to można bić. I tak się stało. Pobite zostało kolejne dziecko. Kurator chyba wiele nie zdziałał, skoro jest tylko gorzej – uważa pani Katarzyna.

W tym samym miesiącu, w którym sąd tak łagodnie potraktował Pawła, chłopak znów zaatakował. W sumie przez rok od decyzji sądu, Paweł trzykrotnie uczestniczył w bójkach. Co w tym czasie robił kurator?

Według sądu, kurator opracował plan działania z chłopakiem, a także zalecił mu współpracę z policją i szkołą. Czy Paweł współpracował ze szkołą? Nie mogliśmy się dowiedzieć, bo szkoła odmówiła rozmowy na jego temat.

W tej sytuacji, o tym jak powinny wyglądać działania, rozmawialiśmy z doświadczoną psycholog.

– Ta pomoc powinna być wieloinstytucjonalna. Nie chodzi tylko o kuratora, ale również pomoc psychologiczną, psychoterapeutyczną, możliwe, że też psychiatryczną – mówi psycholog kliniczny, Marta Bąkowska. I dodaje: – Przy takim rozwiązaniu sprawy istnieje bardzo duże ryzyko, że taki młody człowiek może skierować się na drogę przestępczą. Nie nazwałabym tego czerwoną lampką. Ta sytuacja ewidentnie wymaga działania.

Rozmawialiśmy z matką Pawła. Kobieta nie zgodziła się na spotkanie przed kamerą. Tłumaczyła reporterowi, że nie wie, co się dzieje z synem i że nie daje sobie z nim rady. Mówiła, że w domu to „złoty dzieciak”, ale nie panuje nad swoją agresją.

Rodzice Andrzeja liczą na sprawiedliwy wyrok dla nastolatków, którzy pobili ich syna.

– Żeby tak naprawdę odpowiedzieli za swoje czyny. Za te bydlactwo. Może jeszcze jest czas, żeby ich uratować. Ale podejrzewam, że oni czują się bezkarni i dalej będą to robić – kwituje ojciec Andrzeja.