Dostał siedem mandatów za przewinienia w miejscach, których nigdy nie był

Pan Patryk był kierowcą miejskich autobusów. Stracił jednak pracę, bo system pokazał, że ma odebrane prawo jazdy za przewinienia drogowe. Rzecz w tym, że mężczyzna nigdy nie był w miejscach, w których mandaty zostały wypisane.

Patryk Kulkowski pochodzi z południowych Mazur, z okolic Działdowa.

– Kiedyś z kolegą wpadliśmy na pomysł, żeby spróbować sił, jako kierowcy autobusów. I udało się – opowiada młody mężczyzna.

Pan Patryk pracował jako kierowca autobusu przez prawie dwa lata. Jego życie zmieniło się po głośnym wypadku autobusu miejskiego na moście trasy S8 w Warszawie, choć to nie on wówczas prowadził.

Przypomnijmy; latem 2020 roku pojazd prowadzony przez kierowcę, który był pod wpływem amfetaminy, uderzył w barierki i spadł z wiaduktu. Zginęła wówczas jedna osoba a 22 zostały ranne.

– Po tym wydarzeniu pracodawca uzyskał możliwość sprawdzenia kierowców w CEPiK-u [Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców – red.]. Sprawdził mnie i okazało się, że nie posiadam uprawnień do kierowania pojazdami. Kierownik był trochę zdenerwowany. Nie wiedział, co się stało, dlaczego pracuję bez uprawnień – opowiada Kulkowski. I dodaje: – Prawo jazdy straciłem w lutym, a dowiedziałem się o tym dopiero w sierpniu.

„Nigdy nie dostałem mandatu”

Zaskoczony sytuacją mężczyzna pojechał na najbliższą komendę zapytać, co się stało z jego uprawnieniami.

– Choć nigdy nie dostałem mandatu, to policjant powiedział, że mam ich siedem – opowiada pan Patryk. I wylicza: – Mam napisane, że jeden z mandatów został wystawiony w miejscowości Kozakowice, następny w Cieszynie, następny w Ustroniu. Nigdy tam nie byłem.

Wszystkie te mandaty wystawili policjanci z cieszyńskiej drogówki – pierwszy pod koniec 2020 roku, kolejne na początku 2021 roku. Gdy je wypisywali – w Polsce obowiązywały nowe przepisy, pozwalające kierowcom poruszać się samochodem bez żadnych dokumentów. Zatrzymywany do kontroli drogowej musiał podać swoje dane personalne. Policjanci weryfikowali je w swoim systemie, który wyświetlał wszystkie informacje o kierowcy – łącznie z jego zdjęciem z prawa jazdy.

– Pakiet deregulacyjny, który zwalnia nas z obowiązku posiadania przy sobie takich dokumentów jak prawo jazdy, dowód rejestracyjny, ubezpieczenie OC – sprawia, że coraz częściej próbujemy oszukać policjanta. Mówimy wtedy o kradzieży tożsamości – mówi Marek Konkolewski, były policjant i ekspert ds. ruchu drogowego.

Pan Patryk podejrzewał, że jego tożsamość została skradziona, bo mężczyzna zatrzymywany przez cieszyńską policję podawał podczas kontroli drogowej jego dane osobowe i bez sprzeciwu przyjmował wystawiane mandaty. Wiedział, że nigdy ich nie zapłaci, bo trafią one na konto pana Patryka.

Marcin Ch.

Młody kierowca miejskiego autobusu powiadomił o swoich podejrzeniach policję, która rozpoczęła śledztwo. O swoich kłopotach powiedział też najbliższej rodzinie.

– Powiedział, że jakiś człowiek się pod niego podszył i narobił mu sporych problemów. Powiedział, że to było na Śląsku w okolicach Cieszyna i Wisły, Ustronia. Domyśliłam się, kto to mógł być, ponieważ mieszkałam tam pół roku. Jedyną osobą, którą stamtąd znałam był Marcin. Mówił mi kiedyś, że prowadził samochód. Powiedziałam mu, że przecież nie ma prawa jazdy, a on na to, że ma słupa. Marcin znał moje imię i nazwisko, znał adres i wiedział, że mam braci. Znał imiona moich rodziców – opowiada Paulina, siostra Patryka Kulkowskiego.

Pan Patryk przekazał te informacje prowadzącym śledztwo. Wtedy też okazało się, że Marcin Ch. przez wiele miesięcy był poszukiwany listem gończym za przestępstwa narkotykowe. W ręce policji wpadł dopiero w połowie ubiegłego roku, choć wcześniej wielokrotnie był kontrolowany przez cieszyńską drogówkę.

– W czerwcu 2021 roku podał prawdziwe dane osobowe. Podał, że nazywa się Marcin Ch. Natomiast w ubiegłym roku podawał nie swoje dane osobowe – stwierdza kom. Rafał Domagała z Komendy Powiatowej Policji w Cieszynie.

– Policjanci powiedzieli, że ten mężczyzna odpowiadał wizerunkowi, który jest w systemie – dodaje kom. Domagała.

– On nie jest podobny do mojego brata. Marcin ma bardziej okrągłą twarz. Rysy twarzy są zupełnie inne. Na zdjęciu to widać – uważa siostra pana Patryka.

– Skoro temu sprawcy pięć razy udało się wyprowadzić policjanta w pole, przyjął mandat karny, a policjant zadowolił się tylko tym, że sprawca został ukarany i on miał wynik, świadczy o tym, że kontrola była przeprowadzona w sposób niestaranny i można mówić w pewnym sensie o niedopełnieniu obowiązków przez policjanta. Ktoś przez to miał wielkie problemy – zwraca uwagę Marek Konkolewski.

Cieszyńską policję zapytaliśmy, czy wobec funkcjonariuszy, którzy dokonywali kontroli prowadzone było jakieś postępowanie.

– Nie. Nie jest prowadzone, dalej pracują i dalej kontrolują – przyznaje kom. Rafał Domagała.

Marcinowi Ch., który podczas kontroli policyjnych podawał się za Patryka Kulkowskiego, prokuratura postawiła pięć zarzutów za podrabianie podpisów na mandatach. Sąd skazał go na 11 miesięcy więzienia.

Odszkodowanie?

– Żeby odzyskać uprawnienia muszę odebrać prawomocny wyrok z sądu, udać się do wydziału komunikacji i tam złożyć papiery o wydanie prawa jazdy. Następnie muszę pojechać do Opola, do urzędu skarbowego i prosić o cofnięcie mandatu i punktów karnych. I po tym wszystkim złożyć dokumenty o przywrócenie do pracy. Nie powinno to wszystko długo trwać, ale znając polskie urzędy może być różnie – mówi Patryk Kulkowski.

Czy pan Patryk może domagać się teraz odszkodowania?

– Jest możliwość tak zwanej odpowiedzialności odszkodowawczej władzy publicznej na zasadach słuszności. Jeżeli komuś wyrządzono szkodę, a panu Patrykowi ewidentnie ją wyrządzono, ale wszyscy działali zgodnie z przepisami, to w takim wypadku sąd może na zasadzie słuszności zasądzić odszkodowanie na rzecz tego człowieka, jeżeli jego sytuacja życiowa jest trudna i została wywołana pomimo stosowania przez wszystkie organy wszystkich przepisów – wyjaśnia radca prawny Jonatan Hasiewicz.

– Rozmawiałem z prawnikami, ale jest ciężko, większość adwokatów nie chce się sądzić z policją. Rozmawiałem z trzeba i każdy powiedział, że nie bardzo, bo policjanci kryją się wzajemnie – przywołuje pan Patryk. I dodaje: – Na samych wypłatach straciłem 50-60 tys. zł, nie licząc dojazdów do urzędów. Musiałem płacić kierowcom, którzy mnie wozili, bo sam nie mogłem. Ucierpiałem też psychicznie.