Dom 75-latki i jej niepełnosprawnego syna został zalany. Zebrano 40 tysięcy, ale nowego domu wciąż nie ma

Dom pani Marii i jej syna został zniszczony przez powódź. Dzięki ofiarności internautów i pomocy sąsiadów szybko miał powstać nowy. Od zamknięcia zbiórki minął prawie rok, a po nowym lokum ani śladu.

Powódź

75-letnia pani Maria mieszka razem z synem we wsi Manasterz na Podkarpaciu. – Żyję tu od urodzenia, tak, jak mogłam. W biedzie, ale nie potrzebowałam żadnej pomocy. Mieszkam z synem, który bardzo mi pomaga, choć jest umysłowo niedorozwinięty. Mam rentę po mężu i syn ma rentę socjalną, razem 1066 złotych. Gdyby nie ta powódź, nie potrzebna by była pomoc. Żyłabym dalej skromnie – uważa pani Maria.

Gwałtowna powódź, która pod koniec czerwca 2020 roku przeszła przez kilka miejscowości na Podkarpaciu, w kilka minut zmieniała rzeki w rwące potoki, które zrywały drogi i zalewały domy. 75-latkę w ostatniej chwili z domu wyciągnęli sąsiedzi.

– Nic nie zabrałam z domu, tylko kilka leków. Reszta, wszystko było w mule, zalane. To jest nie do opowiedzenia, jak to jest wejść do domu i nie mieć nic. Zastanawiałam się, gdzie się teraz podzieję, gdzie pójdę – opowiada 75-latka.

Internetowa zrzutka

Zaraz po powodzi sąsiedzi kobiety wpadli na pomysł, by zacząć zbierać pieniądze na nowy dom dla niej i syna. 75-latka jest właścicielką działki, która jest oddalona od rzeki.

Zrzutkę w internecie założyła sąsiadka pani Marii, a właściciel jednej z firm budowlanych zadeklarował, że wykona fundamenty i pomoże potem wykończyć dom. Sąsiedzi znaleźli też producenta domów drewnianych, który zgodził się sprzedać pani Marii 35-metrowy dom szkieletowy z dużym rabatem. Prace miały rozpocząć się od razu.

– Słyszałam, że wszystko już jest. Blacha, płytki. Pani Dorota pytała mnie, czy wolę wannę czy prysznic. Słyszałam, że w październiku wprowadzam się do nowego domu, że zorganizujemy grilla i zaprosimy sąsiadów, tych wszystkich dobrych ludzi. Przyszedł październik i nic – opowiada Maria Jarosz. I dodaje: – Kontakt się z nimi urwał. Z tym panem i Dorotką, która ani razu nie odebrała telefonu.

Mieszkańcy wsi i pobliskich miejscowości zaczęli nabierać podejrzeń. Krążyły plotki, że sąsiadka zabrała pieniądze darczyńców. Pomimo tego pani Dorota niczego nie próbowała wyjaśnić.

– Zakończyliśmy zrzutkę i pan Mateusz miał zrobić fundamenty. Więcej nic nie mam do dodania, my cały czas czekaliśmy na wykonanie tych fundamentów – tłumaczy pani Dorota.

Dlaczego kobieta przez tak długi czas nie odbierała od pani Marii telefonów? – Jak każdy z nas, mam prywatne życie. Wielokrotnie prosiłam, żeby dać mi czas, ponieważ zajęły mnie moje prywatne, osobiste sprawy – tłumaczy.

Kobieta twierdzi, że przez cały czas była zwodzona przez właściciela firmy budowalnej. – Proszę mi wierzyć, od kwietnia cały czas słyszałam, że wszystko będzie, a ja w to wierzyłam. Nie chciałam, żeby tak wyszło – przekonuje.

Właściciel firmy budowlanej zgodził się na rozmowę przed kamerą, nie zdecydował się jednak pokazać swojej twarzy. On i jego rodzina również wpłacali pieniądze dla pani Marii. Twierdzi, że prace na budowie, które obiecał, chciał wykonać.

– Z naszej strony daliśmy ciała, bo nie udało się przeprowadzić tego tak, jak chcieliśmy. Chcieliśmy zrobić to z fetą, od A do Z. Jestem osobą, która do samego końca próbuje walczyć. Mógł ktoś jeszcze walczyć z nami – tłumaczy.

Nowy dom?

Pani Maria już od dawna mogła mieć wyremontowany dom, bo gmina zaraz po powodzi chciała jej pomóc. Urzędnicy zaoferowali 40 tysięcy zł na remont. Zaproponowali też lokal zastępczy dla niej i syna. Odrzuciła ona jednak taką pomoc, bo uwierzyła osobom, które obiecywały, że będzie miała nowy dom.

– Spałam zimą w dwóch dresach, bamboszach. Ludzie się ze mnie śmiali, a mi do śmiechu nie było, bo było mi zimno. Mam ogromny ból i żal – wyznaje pani Maria.

Codzienność 75-latki i jej syna jest bardzo trudna. Kobieta ma nadciśnienie i cukrzycę. Z przerażeniem myśli już o zbliżającej się jesieni, a przede wszystkim zimie, którą przyjdzie jej z synem znowu przetrwać, cierpiąc z zimna.

– Będziemy palić w piecu cały dzień i noc i może zimę przetrwamy – mówi syn pani Marii.

– Będziemy żyli, jak będziemy mogli. Jakie mam wyjście, jak nie ma żadnej pomocy znikąd. Zawiodłam się na ludziach – wyznaje 75-latka.

Wójt obiecał, że powoła teraz zespół zaufanych osób, by pomóc pani Marii. Swoją deklarację o sprzedaży domu za 40 tysięcy zł nadal podtrzymuje producent domów. To jednak nie rozwiąże problemów. Potrzebna będzie nowa firma budowlana, a przede wszystkim pieniądze na wykonanie fundamentów i skromne wykończenie domu dla staruszki i jej syna.