Czy posiadanie psów z listy niebezpiecznych powinno być ograniczone?

12–letniego Kamila zagryzły dwa pitbulteriery. Tragedia, do której doszło w Przemyślu, wzbudziła dyskusję o prawie regulującym posiadanie niebezpiecznych psów. – Trzeba mieć świadomość, że te zwierzęta zostały stworzone przez człowieka, żeby zabijać – zaznacza ekspert.

Amerykański pitbulterier otwiera listę 11 ras uznawanych za niebezpieczne. – Trzeba mieć świadomość, że te zwierzęta zostały stworzone przez człowieka, żeby zabijać. One nie zostały stworzone do tego, żeby tropić ofiarę, schwytać, przytrzymać, tylko po to, żeby zabić. Jeżeli zaczną, to już skończą – mówi Przemysław Grządziel, kierownik schroniska w Orzechowcach, ale dodaje, że to, jakie będzie zwierzę, w dużej mierze zależy od człowieka, który je wychowuje.

Śmierć Kamila

W Przemyślu dwa pitbulteriery zagryzły 12-letniego Kamila. Do tragedii doszło w mieszkaniu jego kolegi. Chłopcy wrócili wcześniej ze szkoły, w domu nie było dorosłych. Psy rzuciły się na Kamila. Obrażenia były tak ciężkie, że chłopca nie udało się uratować.
– Dlaczego zginął taką okropną śmiercią? Co musiał przeżyć? Jak musiał się bać i jak musiało go to boleć? – płacze matka 12-latka.

5-letnia suka Catalaya i roczny samiec Joker zaraz po tragedii trafiły do schroniska na obserwację. Pracownicy mają zakaz zbliżania się do psów. Karmi je i zajmuje się nimi wyłącznie kierownik schroniska.

– Każdego dnia było coraz gorzej. One są w miejscu, w którym nie powinny się znaleźć. Są odosobnione. Zaczęły mieć skłonności agresywne, mogło to oczywiście wynikać ze strachu – mówi Grządziel.

Zgoda urzędowa

Według przepisów, aby posiadać psa rasy agresywnej, potrzebna jest urzędowa zgoda – na przykład wójta, burmistrza lub prezydenta miasta. W praktyce wiele osób nie posiadania takiego zezwolenia, mimo że ma psa z listy niebezpiecznych.

– Wniosek o pozwolenie posiadania psa rasy agresywnej wygląda jak wniosek o wydanie karty wędkarskiej czy dowodu osobistego. Z tego nic nie wynika, nikt tego nie weryfikuje. Nie sprawdza, czy właściciel ma odpowiednie doświadczenie, czy cechy osobowościowe czy psychologiczne do posiadania takich psów – zwraca uwagę kierownik schroniska w Orzechowcach.

Właścicielem psów, które zaatakowały Kamila jest Mariusz S. – ojczym kolegi chłopca. Mężczyzna nie miał zezwolenia na posiadanie psów. Był wielokrotnie karany. Skazany m.in. za pobicie pasierba i partnerki. – Jeżeli chodzi o to mieszkanie, to policjanci w 2019 roku trzykrotnie podejmowali tam interwencje. Po jednej z nich została wszczęta procedura niebieskiej karty – mówi Bartosz Wardęga z Komedy Miejskiej Policji w Przemyślu.

„Pies będzie próbował powtórzyć zachowanie”

Tuż po tragedii biegła behawiorystka i zoopsycholog zbadała psy. Jej opinia jest jednoznaczna. – Trzeba to powiedzieć wprost – zginęło dziecko, więc jest to pogryzienie śmiertelne, bardzo ciężkie i głębokie. Nie potrzeba tak dokładnej wnikliwości w ocenie, żeby uzyskać najwyższy wynik kwalifikujący psy, jako śmiertelnie niebezpieczne – mówi Eliza Dołżańska-Pietrzak.

– Pies, który raz wyeskalował agresję, będzie próbował powtórzyć te zachowanie w przyszłości, o ile przyniosło ono pożądany skutek. Nie można powiedzieć, że to oznacza, że te psy na pewno kogoś zabiją, ale z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że będą eskalowały zachowania agresywne – uważa behawiorystka.
– W związku z tą opinią biegłej, prokurator wystąpił do prezydenta miasta Przemyśla, wnioskując o podjęcie decyzji, związanej z koniecznością uśmiercenia tych zwierząt, wobec stwierdzonego zagrożenia dla dobra publicznego – mówi Marta Pętkowska z Prokuratury Okręgowej w Przemyślu.

„Atakowały dwa psy”

Na uśpienie zwierząt nie zgadza się ich właścicielka. Opublikowała w sieci post w ich obronie. Jej zdaniem suka nie zaatakowała Kamila i przynajmniej ona nie powinna zostać uśpiona. W sieci krążą dwie petycje w obronie zwierząt. Są też głosy, że oba pitbulle powinny zostać natychmiast uśpione.

– Na początku były wątpliwości, czy to były dwa psy czy jeden, i zostały one wyjaśnione. Ostatecznie ustalono, że atakowały dwa psy. Wersja, która też się pojawia w międzyczasie, że jeden pies atakował, a drugi próbował odciągać, jest mało prawdopodobna, bo to nie są naturalne zachowania zwierząt – przekonuje prok. Marta Pętkowska.

Tragedia dotknęła dwie rodziny. Matka chłopca, który widział atak, w swoim wpisie zwraca uwagę na to, że syn jest w złym stanie psychicznym. Kontrowersje wzbudza jednak sugestia, że winny tragedii jest zmarły Kamil.

– Odważyłam się i przeczytałam, co ta pani napisała. Poczułam się tak, jakby ktoś dał mi w twarz. Wydaje mi się, że chciała w jakiś sposób wzbudzić litość w ludziach, pisząc, jaka ona jest pokrzywdzona i biedna – denerwuje się Elżbieta Towarnicka, matka Kamila.

– Ona napisała, że jej syn cierpi, nie wątpię w to, bo chłopiec widział to wszystko i będzie z tym żył, ale takie spekulacje, czy namawianie ludzi, mija się celem. Jeżeli mają takie coś pisać, a wiedzą, że czyta to rodzina… nie róbcie tego ludzie, to kolejne dobijanie osób, które przeszły tragiczne chwile. Rozumiem, że ktoś broni życia zwierząt, a z drugiej strony spróbujcie stanąć po naszej stronie, co my mamy powiedzieć? Co mają powiedzieć rodzice? Co mają powiedzieć dzieci, które nie mają brata? Co chciała ta pani udowodnić, nie wiem. Lepiej byłoby to przemilczeć niż wystawiać takie ogłoszenia – dodaje Paweł Szal, wujek Kamila.

Co dalej z psami?

Chociaż opinia behawiorystki, która badała psy jest jednoznaczna – zwierzęta stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo dla otoczenia – to nadal nie wiadomo, co się z nimi stanie. Prokuratura twierdzi, że decyzja należy do prezydenta Przemyśla, natomiast prezydent mówi, że nie ma podstawy prawnej, by decydować.

– To, czy psy zostaną odebrane właścicielom i jaki będzie ich los, oceni sąd, a nie prezydent miasta, bo takich uprawnień nie mam – mówi Wojciech Bakun, prezydent Przemyśla. – Proszę wierzyć, że masa ludzi, osób mieszkających w pobliżu, dalszych lub bliższych sąsiadów, zwracała się do nas z prośbą i apelami, żeby te psy absolutnie nie wróciły do właściciela. Powiedzieliśmy, że będziemy się tego trzymać – dodaje Bakun.